„Zagadka Diamentowej Doliny”, Agnieszka Stelmaszyk

Zagadka Diamentowej Doliny została rozwiązana i, mimo że dziewczyny kochają diamenty, to jednak bardziej kochają to wszystko, co łączy się z rodziną i domem, a w nim z miłością, bezpieczeństwem i komfortem na miarę potrzeb i możliwości. Każdy dom jest inny, ale dla każdego jest własnym malutkim miejscem na ziemi, które już stworzył, albo który stworzy. I żadne diamenty nie są tego warte.

„Zagadka Diamentowej Doliny. Kroniki Archeo”, Agnieszka Stelmaszyk; ilustracje: Jacek Pasternak; wydawnictwo: Zielona Sowa”

„Zagadka Diamentowej Doliny” to już piąty odcinek z serii „Kroniki Archeo” i nie przez przypadek użyłam tu słowa „odcinek”. Każda z pozycji ma bowiem iście filmową fabułę, a ten szczególnie. Gwałtowne zwroty akcji, tajemnice sprzed wieków i te, które krystalizują się na naszych oczach, wyrafinowane próby zabójstwa, wyścig z czasem i rywalizacja o wielką fortunę – wszystko to sprawia, że przez cały czas lektury znajdujemy się w centrum wartkich wydarzeń. Na dodatek dzieje się to w nietypowej dla nas scenerii – wśród australijskiej pustyni, buszu, lasów mangrowych i raf koralowych, które sugestywnymi opisami budują niecodzienny krajobraz, na tle którego dzieje się akcja. Dodatkowo znajdujemy na znanych nam już aplach dużo nowych informacji, nie tyle historycznych, co kulturowych i przyrodniczych. Oprócz historii związanych z odkryciem przez Europejczyków Antypodów, poznajemy australijskie zwierzęta i rośliny, dowiadujemy się o ich zabójczych możliwościach i codziennych zwyczajach. Dużo mniej dowiadujemy się zatem o Aborygenach i ich fascynującej kulturze, co postrzegam za mały minus, przyzwyczaiłam się bowiem, że autorka zwykle chętnie raczyła nas tego typu informacjami. Nadrabia to jednak wizualizacją współczesnych zwyczajów codziennych Australijczyków, z ich stylem życia i języka włącznie. Angielskie wstawki z wszędobylskim „mate” przenoszą nas trochę w klimaty „Krokodyla Dundee”, a jeden z nowowprowadzonych bohaterów jest niemal wcieleniem głównego bohatera.

Reasumując: książka jak zwykle ciekawa i jak zwykle nafaszerowana wiedzą, chociaż tym razem chyba trochę mniej niż zawsze, co jeszcze bardziej podkreśla australijski luz i dość swobodny styl życia. Akcja jednak, pełna ekstremalnych zakrętów, jest znacznie bardziej dynamiczna w porównaniu z poprzednimi częściami, co jak możecie przypuszczać na podstawie wcześniejszych doświadczeń, oznacza naprawdę niezwykłe tempo. Dużo się dzieje. Jak widać, w Australii wszystko się może zdarzyć…

„Moniuszko”, Sławomir Koper

Dziś coś dla starszej młodzieży i coś zupełnie innego. Nie przygoda, nie kryminał, thriller czy fantasy, ale biografia i to biografia w tradycyjnym znaczeniu. Najzwyklejsza na świecie, a jednak niezwykła… I tę niezwykłość nie zawdzięcza formie, bo ta nie odbiega od dobrych standardów, ale postaci, którą nam przedstawia. Poznajcie Stanisława Moniuszkę…Już widzę ten grymas, który się pojawia na Waszych twarzach i kursor myszki, który ucieka od przycisku „Więcej”…

„Moniuszko”, Sławomir Koper; wydawnictwo: Harde;

Dla tych, którzy nie dali się ponieść pochopnemu wrażeniu i zostali z naszym bohaterem, obiecuję nagrodę – ogromną dawkę motywacji do robienia, co swoje. Z takim właśnie poczuciem kończy się tę książkę. Bo jej bohater to wzór człowieka, który umie pogodzić swoją pasję z pracą zarobkową i życiem rodzinnym. Wzór determinacji i w pracy, i w miłości. Wzór muzyka, który jako kompozytor realizuje swoje artystyczne wizje i jednocześnie pracuje jako organista, dyrygent, dyrektor Teatru Wielkiego czy nauczyciel muzyki, aby utrzymać rodzinę, za którą czuje się odpowiedzialny i której stara się przychylić nieba. A nie jest łatwo! I chociaż nieraz ociera się o bankructwo, to jednak udaje mu się jakoś przetrwać i zostawić po sobie nie tylko zobowiązania finansowe, ale również bogatą spuściznę artystyczną oraz wspomnienie wielkiej mężowskiej i ojcowskiej miłości.

Życie i twórczość Stanisława Moniuszki to romantyzm i pozytywizm w jednym – odrobina emocjonalnego szaleństwa z codzienną dawką rzetelnej pracy – dla dobra swoich najbliższych i dla dobra narodu. W jego twórczości przewija się z jednej strony szacunek dla tradycji i kultury polskiej , a z drugiej niezbita wiara w równość wszystkich ludzi, co w tamtych realiach nie zawsze było poglądem oczywistym (a i współcześnie są też z tym problemy). Jego biografia prowadzi do prostej konkluzji, że przy zaangażowaniu i woli naprawdę „można”. I to jest ta cenna lekcja dla nas i naszej młodzieży.

Rok Moniuszkowski już minął. Może to i dobrze, bo obecny nie pozwala świętować go na scenie i widowni Teatru Wielkiego. Mam jednak nadzieję, że wkrótce tam wrócimy, wsłuchamy się w muzykę orkiestry i głosy wykonawców operowych, a potem przy pachnącej kawie i wspaniałej bezie z kremem podzielimy się wrażeniami. I na pewno między tymi artystycznymi uniesieniami i zwykłymi przyjemnościami codziennego życia będzie też z nami Moniuszko. Będzie, bo w swoim życiu po mistrzowsku łączył jedno i drugie. Chciałabym to umieć…

https://moniuszko200.pl/

 

„Supercepcja. Sekret ulicy Ciemnej”, Katarzyna Gacek

To już trzecia powieść z serii „Supercepcji”, w której grupa nastolatków, obdarzonych szczególną wrażliwością zmysłów, rusza z pomocą – tym razem porwanym psom i ich właścicielom. Janek z superwzrokiem, Julka z superdotykiem, Zosia z superwęchem, Klara z supersłuchem i Tymek z supersmakiem, korzystając ze swoich nadzwyczajnych zdolności, inteligencji i odwadze demaskują pseudohodowlę psów rasowych, w której uprzedmiotowione zwierzęta zapewniają dochód bardzo niesympatycznej pani Iwonie.

„Supercepcja”, Katarzyna Gacek; wydawnictwo: Znak emotikon;

A wszystko zaczęło się do buldożki angielskiej – Fiony, której porwanie zmobilizowało Klarę do działania. Reszta „nadzwyczajnych” zwyczajnych dzieci, jak przystało na prawdziwych przyjaciół, rusza jej z pomocą. I tak akcja nabiera tempa…

Dynamika wzrasta, kiedy na scenę wkraczają Maks i Vincent, nierozerwalnie związani ze sprawą naukowca z czerwoną blizną na ręku. Jak wiemy z poprzednich tomów, człowiek ów jest asystentem szalonej naukowiec, za sprawą której szczególne zdolności naszych bohaterów zostały powołane do życia. W nowej rzeczywistości, jedenaście lat po feralnie zakończonym eksperymencie, oboje odkrywają, że ich eksperyment nie był jednak taki nieudany. Jego rezultaty są w stanie zainteresować wysoko postawione osoby z branży militarnej i niekoniecznie działające zgodnie z prawem. Dwaj osiłkowie w czarnej furgonetce wróżą więc kłopoty i to na tyle dotkliwie, że na ich kanwie zostanie zbudowany następny tom serii, o czym świadczy zakończenie najnowszego. Na pewno warto będzie po niego sięgnąć.

Na razie jednak zapraszam do „ciemnego” „Sekretu ulicy Ciemnej” – „ciemnego” na tyle, żeby dostarczyć młodym czytelnikom dreszczyku emocji, ale nie tyle „mrocznego”, żeby zapewnić bezsenną noc. Przygoda, przyjaźń, problemy – przepis na poczytną powieść. Dla młodzieży, oczywiście!

„Truchlin”, Vojtech Matocha

O czym jest „Truchlin”? Właściwie sama nie wiem… O przyjaźni? Pierwszej miłości? Pomyśle na życie? Zdradzie? Pieniądzach? A może o technologii, która rozwijając się zmienia świat i nasze życie? Tyle jest pytań, tyle wątków i właściwie żadnej odpowiedzi. No może tylko ta, żeby każdemu pozwolić żyć na własny sposób. Tak. To chyba jedyna konkluzja. Reszta do przemyślenia…

„Truchlin”, Vojtech Matocha; ilustracje: Karel Osoha; wydawnictwo: Afera;

Propozycja Vojtecha Matochy to ważna pozycja dla dorastającej młodzieży. Przede wszystkim uświadamia, że nie zawsze wszystko jest takie, jak nam się wydaje; że pobudki ludzkich działań mogą być bardzo różne i że wbrew pozorom nie zawsze chodzi o pieniądze. Raczej chodzi o pomysł na życie. Rzeczywiście jednym z nich jest zdobycie fortuny, ale nie jedynym – gra może toczyć się o coś zupełnie innego. I tak naprawdę rzecz w tym, aby każdy mógł znaleźć na ziemi swój skrawek, na którym będzie czuł się dobrze – czy to na Vinohradach, czy na Truchlinie. To dobry sposób na naukę prawdziwej tolerancji – pozwolić żyć innym, tak jak chcą, dopóki nie łamią zasady niekrzywdzenia. To jedno z przesłań tej książki.

Drugie to „prawda”. Czy można ją zatajać, aby osiągnąć swój cel? I czy takie zatajenie można wybaczyć? I czy można wybaczyć zdradę – ale to już o „przyjaźni” i przesłanie trzecie. Skoro już jesteśmy przy „przyjaźni” – czy można ją poświęcić dla „miłości”? A miłość? O co tak naprawdę w niej chodzi? A lojalność? A bohaterstwo? A śmierć?

Pytania sypią się z każdym rozdziałem i każdym zwrotem akcji. Jest ich naprawdę dużo – i znaków zapytania, i zaskakujących zakrętów fabuły, która zorganizowana jest wokół dwójki nastoletnich bohaterów – Jirki i Anastazji, zwanej En. Oboje rzuceni przez splot okoliczności w wir zdarzeń prawdopodobnych, ale w nieprawdopodobnym świecie jednej z dzielnic czeskiej Pragi próbują ratować świat. I choć ostatecznie go ratują, to jednak nie ten sam, o który zabiegali na początku. Powieść zaskakuje ciągłą zmianą percepcji głównych bohaterów i naszą. Dowodzi, że rzeczywistość nigdy nie jest prosta, a prawda nie zawsze oczywista. I że nie warto przywiązywać się nadmiernie do swoich racji, bo pod wpływem płynących zdarzeń bardzo łatwo mogą się zmienić. To, co imponuje najbardziej to ogromna elastyczność głównych bohaterów. Są gotowi na wszystko, dostosowują się do każdej sytuacji, są otwarci na zmiany i nie podlegają uprzedzeniom. Zmienność świata może ich na chwilę zaskoczyć, ale nie zniszczyć. Czy nie takie właśnie jest to nasze współczesne młode pokolenie? To bez wątpienia książka dla nich.

„Galop ‘44”, Monika Kowaleczko-Szumowska

Trzynastoletni Mikołaj, a za nim jego o cztery lata starszy brat Wojtek, repliką kanału z Muzeum Powstania Warszawskiego przenoszą się w czasie do sierpnia 1944 w Warszawie. Z włazu przy placu Napoleona wychodzą akurat w momencie, gdy powstańcy przejmują osławiony Prudential. Tym samym znajdują się niespodziewanie w samym centrum powstańczych wydarzeń. Nadpobudliwy gimnazjalista i zdystansowany licealista z XXI wieku cofają się do świata, w którym nie tylko nie działa Internet, ale granica między życiem i śmiercią jest niewyobrażalnie wąska. Mimo to postanawiają ostatecznie w nim zostać – do znanego im końca… Dlaczego?

„Galop ’44”, Monika Kowaleczko-Szumowska; wydawnictwo: Egmont Polska;

Powieść dedykowana jest współczesnej polskiej młodzież. Jej zadaniem nie jest nauka historii, chociaż treść uwzględnia chronologię powstańczych wydarzeń i wprowadza na scenę autentyczne postaci z tamtych dni. To raczej efekt osiągany mimo chodem. Nie jest też nim epatowanie patriotyzmem i stawanie na baczność. Dla mnie podstawową wartością tej książki jest pokazanie naszym nastolatkom ich rówieśników, którzy znaleźli się w sytuacji bez wyjścia, którym okoliczności kazały iść po lepsze życie pod rękę ze śmiercią a wielka polityka tego świata uczyniła tę walkę samotną. Pozornie wydawać by się mogło, że wszystko na darmo, że nie było warto, ale Mikołaj i Wojtek to właśnie dowód na to, że tak nie jest. Nasza młodzież, nasze dzieci, które nie muszą już nosić granatów, butelek z benzyną, bandaży i meldunków to jest właśnie zwycięstwo – zwycięstwo Powstania po latach. I niech tak zostanie już na zawsze. Niech nigdy więcej polskie dzieci nie chylą głów pod ostrzałem, niech nie przedzierają się przez gruzy i niech nie opłakują swoich rodziców. Niech będą dziećmi, a nie bohaterami, niech jedzą czekoladę i słuchają bajek, niech grają na konsoli i oglądają filmy na Youtubie. I niech czasami obejrzą Kronikę Powstańczą, wywieszą flagę 1 sierpnia i zatrzymają swoje życie na minutę podczas Godziny W. Zróbmy wszystko, żeby pamiętały, ale zróbmy też wszystko, żeby nie musiały do Powstania iść. Jesteśmy to winni tym, którzy takie życie naszym dzieciom wywalczyli…