Tak naprawdę nie o ten związek tu chodzi, ale o prawdziwą przyjemność z pochłaniania treści powieści, zwłaszcza dla miłośników serii. Po afrykańskim epizodzie z botaniką i zoologią w tle, autorka wraca znowu do archeologii wzbogacając ją osnową rodem z kryminałów i dobrej sensacji. Jest mafia, jest porwanie, przemyt i wiele innych zdarzeń z pogranicza prawa, a nawet bezprawia. Jest oczywiście grupa „już” nastolatków – głównych bohaterów, którzy od czasu „Tajemnicy klejnotu Nefertiti” zdążyli się już „zestarzeć”, ale nadal uwielbiają rozwiązywać wszelkiego rodzaju tajemnice i poszukiwać skarbów – i to nie dla siebie, ale dla dobra historii i kultury. Mają też ku temu okazję, o czym zwykli czytelnicy mogą tylko pomarzyć. Ich przygody jednak rozpalają wyobraźnie i pozwalają cieszyć się ich namiastką podczas lektury. Może to i dobrze, bo przygody Bartka, Ani, Mary Jane, Jima i Martina nie zawsze są bezpieczne, a raczej… nigdy takie nie są. I to właśnie one nadają „Kronice Archeo” niepowtarzalny smak „dreszczowca” dla młodzieży, gdzie napięcie, niepewność i tajemniczość buduje napięcie na miarę możliwości młodych umysłów, jednocześnie podając na talerzu uczciwość, praworządność i szlachetność.
„Kronika Archeo” to ugruntowana już pozycja dla młodzieży na rodzimym rynku wydawniczym. Stała się ikoną powieści przygodowej z solidną porcją historycznej wiedzy. Doczekała się już wielu kontynuatorów – czasami w lekko zmienionej formie, wynikającej zarówno ze zmian w konstrukcji i sposobie „podaży” wiedzy. Sama też sięga pomysłem znanej minionym pokoleniom serii „Pana Samochodzika”, gdzie grupa młodzieży w towarzystwie historyka wyrusza na rozwiązywanie zagadek i poszukiwanie artefaktów z minionych czasów. Wszystkie stawiają sobie jeden cel – bawić i uczyć. „Kroniki Archeo” robią to naprawdę dobrze.