Nie będę Wam wmawiać, że jest to możliwe dzięki specjalistycznej aparaturze rodem z przyszłości, jak przekonuje nas narrator „Ratowników czasu” Justyny Drzewickiej. Powiem Wam prawdę. To zasługa wyobraźni autorki i jej ogromnej wiedzy historycznej. To ona właśnie stworzyła Mikołaja, którego zapamięta każdy, kto tę powieść przeczyta. Pokazała wielkiego astronoma jako dwudziestotrzyletniego studenta, a właściwie żaka w piętnastowiecznej Bolonii; chłopaka, z którym można się zakumplować i razem „konie kraść”. Koncept autorki opiera się na prostym pomyśle podróży w czasie. Dwójka nastolatków – Sara i Daniel przenoszą się w towarzystwie animaloida – kota z przyszłości do roku 1496 w okolice najstarszego uniwersytetu, w którym pobierał nauki nasz historyczny bohater. Tam na skutek różnego rodzaju komplikacji muszą pomóc Mikołajowi odzyskać pieniądze na studia u profesora Novary, bo to wtedy przyszłemu twórcy teorii heliocentrycznej po raz pierwszy przyjdzie do głowy zakwestionowanie obowiązującego geocentryzmu. A nic w przeszłości nie może ulec zmianie, aby nie doprowadzić do „efektu motyla” w przyszłości. Ta niezmienność jest też warunkiem szczęśliwego powrotu do współczesności Sary i Daniela.
Tak przy okazji – nic dziwnego, że chcą wrócić. Który nastolatek oddałby smartfon i Internet za długie suknie co prawda, ale takie, które już pierwszą świeżość mają za sobą a zamiast schludnej łazienki i toalety balię wody raz na dwa tygodnie i rynsztok w ulicy. Pfe! Nic nie jest w stanie zrównoważyć tych niedogodności, chociaż życie ponad pięćset lat temu tak naprawdę nie różniło się wiele od dzisiejszego – radości, rozterki, problemy i rówieśnicy. Ludzie ci sami, tylko warunki, w których żyją się zmieniły.
A wracając do Kopernika – całkiem z niego fajny koleś, niewielkiej postury, ale „pięść miał atomową”, co wyjaśnia być może tajemnicę złamanego nosa i sponiewieranego łuku brwiowego. Autorka przedstawiła go bardzo ciekawie, z resztą tak, jak i realia historyczne, w których przyszło mu żyć. Historia architektury, historia medycyny, historia polityczna, historia bankowości… Tak. Spotkanie z „Ratownikami czasu” to spotkanie z historią. I to spotkanie jak impreza z kumplami, a nie imieniny u cioci…