Dziś zaproponuję lekturę bardzo już „leciwą”, ale wciąż aktualną – chociażby z tego powodu, że jest szkolną lekturą. Aktualną też dlatego, że po latach jej interpretacji jako powieści promującej braterstwo, szlachetność, lojalność, odwagę i honor, nie negując jej i nie umniejszając jej wartości, zaproponuję nieco inne spojrzenie na przebieg wypadków. Może trochę drugoplanowe…, ale ważne, zwłaszcza obecnie.
Większość z nas zna „Chłopców z Placu Broni”, nie będę więc poświęcała dużo miejsca na streszczenie fabuły. Pozwolę sobie jedynie ją przypomnieć. Otóż: w Budapeczcie, na początku XX wieku grupa chłopców, na czele której stoi roztropny Jonasz Boka spotyka się i bawi na pustym placu, sąsiadującym z tartakiem. To jedyne miejsce w okolicy, gdzie mogą pograć w palanta oraz dać upust swojej wyobraźni w dowolnej zabawie. Miejsce jest jednak atrakcyjne nie tylko dla nich. Plac postanawia przejąć konkurencyjna grupa pod wodzą Feriego Acza, która za swoją siedzibę obrała wysepkę w Ogrodzie Botanicznym. Tak rozpoczyna się akcja. Wypadki zmierzają do otwartej konfrontacji. Nim ona jednak nastąpi, chłopcom przyjdzie się zmierzyć z koniecznością przeprowadzania zwiadu, zdradą jednego z przyjaciół i chorobą małego Nemeczka, który w imię poświęcenia kilka razy zostaje skąpany w zimnej wodzie, gdy na dworze panuje niezbyt ciepła aura budzącej się wiosny. W rezultacie tych kąpieli, chłopiec zapada na ciężkie zapalenie płuc. Ostatkiem sił pojawia się jednak na polu bitwy o plac, a dzień później umiera. Ofiara to daremna, bo plac i tak – pomimo spektakularnego zwycięstwa w bitwie – zostaje chłopcom odebrany. Stanie na nim czynszowa kamienica. Oto i cała historia – chłopcy w wieku 10-14 lat, zabawa w wojnę i uwielbiony plac.
Ale o książce Ferenca Molnara “Chłopcy z Placu Broni” trzeba z dzieckiem porozmawiać koniecznie. Spojrzenie na wypadki w niej przedstawione zależy bowiem od perspektywy, którą przyjmiemy. Jeśli będzie zgodna z perspektywą narratora, sprytnie ukrytą w jednym zdaniu, a więc z perspektywą alegorii obrony ojczyzny wszystkie przedstawione w niej wartości będziemy gloryfikować. Jeśli natomiast dziecko odczyta powieść dosłownie, jako opis rówieśniczych relacji i wspólnej zabawy, warto tę ocenę zweryfikować i uwspółcześnić. I tak w pierwszym wypadku bohaterstwo, odwaga, szlachetność, honor i poświęcenie, ze śmiercią Nemeczka włącznie, skwitujemy z powagą i smutkiem jednym słowem: „patriotyzm”. O tym już więcej pisać nie muszę, bo nasza wielowiekowa historia dobrze nauczyła nas czym on jest, i to w ujęciu walki o niepodległość szczególnie.
Chciałabym natomiast poświęcić więcej uwagi dodatkowej możliwości interpretacji, bo zwłaszcza współcześnie problem ten zasługuje na głębsze wejrzenie. Przyjrzyjmy się zatem postaci Ernesta Nemeczka – małego, wątłego chłopca, o słabym zdrowiu i łagodnym usposobieniu, który za wszelką cenę chce zaistnieć w grupie rówieśników, ale grupa nie traktuje go poważnie. Toleruje jego istnienie w swoich szeregach tylko dlatego, że jest właśnie „szeregowcem” – chłopcem na posyłki, który musi wykonać każdy rozkaz i znosić każde, nawet bezzasadne upokorzenie. Znamy to? Niestety… Chłopiec ów ma jednak swoją godność, swój honor, których stara się bronić i broni za wszelką cenę. Bo to właśnie za tę chwilę uznania wśród rówieśników gotów jest narażać swoje bezpieczeństwo i zdrowie, co w rezultacie prowadzi do śmierci. To właśnie przez wpis jego nazwiska małymi literami w „jakimś” zeszycie „jakiegoś” dziwnego związku, zawiązanego przez kolegów, oddaje życie. Nie zdąży nawet przed ostatnim tchnieniem zauważyć, że w ostatniej chwili ów wpis został uchwałą kolegium zmieniony.
To ważne, aby teraz, w dobie Internetu i mediów społecznościowych tłumaczyć dzieciom, że honor i godność się po prostu MA lub nie. Że to nie wpisy rówieśników w postach na Facebooku decydują o tym, ale nasze wewnętrzne przekonanie, że postępujemy uczciwie, przede wszystkim wobec siebie, ale też i innych. Nasze dzieci musza wiedzieć, że mogą stać się przedmiotem – nieuzasadnionych podejrzeń, szykan i prześmiewczych opinii. Muszą też wiedzieć, że aby dowieść swojej wartości, nie muszą oddawać życia, że mogą zwrócić się do nas, że im pomożemy i doradzimy…
Pozostaje też kwestia Jonasza Boki i Feriego Acza – dwóch liderów – rozsądnych, dzielnych, szlachetnych i honorowych. Ale niewystarczająco dojrzałych, aby przewidzieć dalekosiężne konsekwencje własnego postępowania. Pod dom umierającego Nemeczka sprowadzają ich wyrzuty sumienia. Feriego Acza przywiodły te związane z bezpośrednim działaniem – rozkazem zanurzenia wątłego chłopca w zimniej wodzie. Bokę – bardziej złożone, ale znacznie boleśniejsze, bo Nemeczek był przecież jego przyjacielem, nie wrogiem. Mimo to nie kazał mu wrócić po przypadkowym zamoczeniu się w jeziorku do domu, napić się gorącej herbaty i położyć do łóżka. Wręcz przeciwnie, ponieważ i tak był już mokry, zlecił mu schowanie się w zimnym stawie w oranżerii. Obaj cierpią, bo zdają sobie sprawę, że byli wystarczająco mądrzy, aby inaczej pokierować biegiem wypadków.
Jest jeszcze Gereb – chłopiec, który zdradził, który miota się między dwiema grupami rówieśniczymi, aby w którejś z nich znaleźć wystarczająco nobliwe miejsce dla siebie. To doskonała możliwość porozmawiania z młodym czytelnikiem o lojalności. O tym, że nie zawsze trzeba być „u władzy”, aby realizować swoje ambicje i być uznanym przez grupę.
Bez względu na to, w którym z nich odnajdujesz ślad odbicia swego dziecka (a może w każdym po trochu?), warto zamienić z nim kilka słów o tych różnych postawach, które stawiają przed sobą różne cele. I postawić mu pytanie: czy rzeczywiście cel uświęca środki?
Musimy pamiętać, że Ferenc Molnar napisał swoją książkę 110 lat temu – w innych realiach politycznych i społecznych. Jego kraj był wtedy częścią Austro-Węgier, a nie do końca niepodległym państwem. Od tego czasu nie tylko to się zmieniło, ale również przebudowie uległo społeczeństwo, życie rodzinne i sposób wychowania dzieci. Zmieniła się również technologia przekazywania informacji, stawiając przed naszymi dziećmi trudniejsze wymaganie niż dbałość o to, jakimi literami zostanie zapisane ich nazwisko w „jakimś” zeszycie, do którego ma wgląd tylko kilka osób. Nasze dziecko, w dobie Facebooka i Youtube’a konfrontuje się z całym światem. Z tego powodu dosłowna interpretacja „Chłopców z Placu Broni” musi ulec zmianie.
Pomimo to – i na szczęście – wartości, które przedstawił Molnar w kontekście alegorii miłości ojczyzny wciąż żyją, okazały się ponadczasowe i oparły się próbie wydarzeń, które dotknęły Europę po napisaniu książki. W tym ujęciu jednak boli samo jej zakończenie, gdy mimo poświęcenia i zwycięstwa, ojczyzna została walczącym o nią bohaterom odebrana. Aby służyć innym, za pieniądze… Ale tego na razie nie podejmuję się wyjaśnić 10-latkom.