Zaczynam z wielką powagą. Miało być zupełnie inaczej. Szukałam w księgarni lekkiej książki dla córki na początek roku szkolnego, żeby rozluźniła się trochę po pierwszych dniach w szkole, kiedy nieujarzmiony żywioł został nagle sprowadzony do poziomu szkolnej ławki. Zarówno tytuł, jak i notatka na tylnej okładce zwiastował książkę z pogranicza kryminału i fantastyki. Okazało się zupełnie inaczej…
“Dom nie z tej ziemi” Małgorzaty Strękowskiej-Zaremby to mroczna lektura. Mroczna tym bardziej, że nie ma nic wspólnego z czarami , jak się pierwotnie spodziewałam, ale z brutalną rzeczywistością. Główna bohaterka, Marysia, próbuje sobie z nią poradzić wyobraźnią. Nie wiadomo, czy sama w tę wymyśloną historię wierzy, stara się uwierzyć czy jest ona stworzona na użytek przyjaciela. Wiadomo, że uwierzył ów przyjaciel – Daniel. Dla niego to nie było trudne. Żył w świecie, w którym wszystko było „jasne”, a największa przykrość, która mogła go spotkać to zakaz gry na komputerze przez cały wieczór czy zapach brudnych skarpetek brata. Świat Marysi wyglądał inaczej – ojciec zmieniający się w ryczącego lwa i skamieniała mama, która biernie przygląda się obłędowi męża.
Ale po kolei… Akcja zawiązuje się, gdy ukrytą w krzakach Marysię znajduje Daniel. W wyniku tego spotkania zawiązuje się znajomość. Początkowo dzieci łączy chęć rozwiązania zagadki – odkrycie tajemnicy domu przy ulicy Radosnej. Pozornie dom jest zupełnie zwyczajny – żółte ściany, brązowy dach, ogródek, huśtawka, piaskownica i krasnale. Marysia już jednak wie, że ten dom jest „inny”. Daniel dopiero dochodzi do tego wniosku. Z każdym dniem, gdy uczy się lepiej widzieć, słyszeć i odczuwać (do czego zachęca go dziewczynka) odkrywa, że dom jest naprawdę „dziwny” – nie rzuca cienia na słoneczną ulicę i nigdy nie pada nad nim deszcz. Nawet wiatr go omija, obawiając się jego złych czarów. Jak się później okazuje dom jest złośliwy i wymagający. Karze swoich mieszkańców za drobne wobec niego przewinienia – za pozostawiony na dywanie zagubiony klocek, za przewrócone wiaderko i za rozbitego krasnala. Wtedy radosny i uśmiechnięty ojciec staje się ryczącym lwem, wyrastają mu pazury, rośnie grzywa i porasta rudą sierścią. Miota się, rozrzuca i tłucze wszystko w dzikim szale. Matka wtedy staje się kamieniem, a dzieci płaczą. Ale widzą to tylko Marysia i Daniel. Wezwana przez chłopca policja nie dostrzega nic. Funkcjonariusze z uśmiechem kwitują sielską atmosferę domu – czyste i schludne mieszkanie, wzorowo ułożone zabawki i dzieci słodko ułożone do snu w pościeli w biedronki na muchomorkach. W tym miejscu, my dorośli, wiemy już wszystko… Dzieci nie – ani bohaterowie powieści, ani jej czytelnicy…
Daniel pomaga Marysi odczarować dom. Bo to dom jest winny wszystkiemu. To on, wyrosły bez wody, czyli bez miłości, bo i woda, i miłość są niezbędne do życia, sprowadza swoich mieszkańców na ciemną stronę. Wyruszają na wyprawę tunelami w głąb ziemi, aby odciąć go od głęboko zapuszczonych korzeni, które karmią go złem. Odnajdują tylko mały, dziewczęcy pamiętnik. Pamiętnik jest jednak niezapisany. Białe kartki zieją ponurą tajemnicą skrywaną pod golfem i zieloną bluzą z kapturem. Akcja kończy się niepowodzeniem.
Kolejne spotkanie dzieci odbywa się już w szpitalu. Dopiero tam Daniel odkrywa prawdziwą tajemnicę – żółty dom przy ulicy Radosnej, to dom Marysi, dziewczynki z opuchniętą twarzą, złamaną ręką i połamanym żebrami, która próbuje wszystkim wmówić, że spadła z komina. Tym razem się nie udaje. Piętro wyżej, w tym samym budynku, leży na szpitalnym łóżku jej pobita matka. Marysia drobnym pismem zapełnia białe kartki pamiętnika. Tak zmienia się jej życie…
No właśnie… Biorąc pod uwagę tę trudną tematykę zastanawiałam się, czy jest to książka dla dzieci. Świat w niej przedstawiony dla wielu z nich jest obcy i tak nierzeczywisty, że „nie z tej ziemi”. Nie przychodzi im do głowy, że za oknem z idealną firanką z czterema fałdami i nieskazitelnym kwiatkiem może padać śnieg. Ale też nie jest to ich zadanie. To my, dorośli, musimy czujnie przyjrzeć się dziecku, które ciągle spada z drzewa, bo interesuje się alpinizmem. Marysia żyła w swoim piekle w samotności. Skrywała swoją tajemnicę najgłębiej jak mogła, nawet przed samą sobą. Zdradzał ją tylko obraz domu odbity w źrenicach, jak piętno, ale widziała go tylko jej matka, a potem Daniel. Obarczając winą dom za kształt swojego dziecięcego świata, usprawiedliwiała wszystkich wokół – ojca, za to, że był agresywny; matkę – że była bierna; nauczycielkę – że sińce i guzy uczennicy nie wzbudziły jej czujności; policję – że „niedowidzi”. Sprawcą jej nieszczęść był dom – bo to w nim nadmierny perfekcjonizm ojca przeradzał się we frustrację, której dawał upust znęcając się nad rodziną. Czy w takiej sytuacji dzieci mogą pomóc dzieciom? Skoro nawet dorośli mają z tym problem… Nie wiem. Może tak.
Książka jest na pewno wartościowa. I to na każdym poziomie – sposobie przedstawienia problemu, poprowadzenia fabuły, języka i ilustracji. Ujęcie tematu z pogranicza opowieści i bajki, z jednej strony odczarowuje tabu i oswaja z problemem, z drugiej odrealnia, aby nie przytłoczyć młodego czytelnika okrucieństwem . Zadanie to wspiera język, miejscami poetycki i filozofujący, miejscami zupełnnie zwykły, codzienny i szaro-żółte ilustracje, które zwiastują promyk słońca. A wszystko po to, aby przekonać nas, że „ludzie nie umieją patrzeć”. „Ty też nie umiesz”…