„Na przykład Małgośka”, Paweł Beręsewicz

Robert jedzie na obóz tenisowy. W tenisa gra świetnie, ma do tego talent. Niespodziewanie jednak wyjazd staje się szkołą życia. I nie chodzi tu o wirtuozerię na korcie, nie chodzi też wcale o przetrwanie nocą w ciemnym lesie, ani nawet o konfrontację z wampirem. Chodzi tu o relacje ze zwykłą dziewczyną. Na przykład Małgośką.

„Na przykład Małgośka”, Paweł Beręsewicz; okładka i ilustracje: Monika Kanios-Stańczyk; wydawnictwo: Literatura;

Bo Robert ma jedenaście lat. Sporo już wie o życiu. Umie sam sobie spakować walizkę, umie poradzić sobie z kolegami, jest przygotowany na stawienie czoła trenerowi, który jego zdaniem przeobraża się nocą w wampira. Ale nie wie jeszcze, że z dziewczyną można fajnie spędzić czas, a rozmowa z nią nie jest powodem do wstydu. Małgośka jest dla Roberta super. Super gra w tenisa, super sobie radzi w śledzeniu wampira, ma super pomysły i super… piegi. Robertowi trudno się w tym wszystkim zorientować. Nieznane emocje, które budzi w nim znajomość z dziewczyną wywracają jego poukładany chłopięcy świat. W tej zmienionej rzeczywistości trudno mu się zorientować, wszystko miesza się i komplikuje, a szczera rozmowa z trenerką Olą jeszcze dolewa oliwy do ognia. Na skutek różnych niedopowiedzeń i ogólnego niezrozumienia fabuła gmatwa się i zawiązuje w węzeł gordyjski. Pani Ola, która kocha się w panu Mariuszu, pan Mariusz, który robi wszystko, aby zbliżyć się do pani Oli, Robert i Małgośka, którzy próbując uchronić przed nim panią Olę, skutecznie mu to uniemożliwiają (i to wcale nie z przekonania, że ten związek nie ma szans, ale z pewności, że pan Mariusz ze swoimi rozrośniętymi „trójkami” jest najprawdziwszym wampirem). Brzmi niejasno? No właśnie. Trzeba przeczytać.

Książka jest naprawdę „fajna”, rozrywkowa, w której dużo się dzieje, a opowieść o tym spisana jest lekkim, swobodnie „lejącym się” językiem. Czyta się miło i szybko, przy okazji uświadamiając sobie, że nie zawsze się wygrywa, a porażka też może być całkiem „spoko”; że nie można wyciągać zbyt pochopnych wniosków; no i że dziewczyny naprawdę nie pochodzą z innego świata. Autor na mocnym luzie wprowadza swoich czytelników w kuluary damsko-męskich relacji towarzyskich na poziomie młodszych nastolatków, oswajając ich powoli z tym, co jeszcze dla nich niezrozumiałe, wstydliwe, a nawet przerażające. Ale przecież głównemu bohaterowi się udało… „To, co zamierzał teraz zrobić, wymagało prawdziwego męstwa. Ale przecież Robert potrafił w środku nocy w czasie pełni księżyca rzucić główką czosnku w krwiożerczego Wampira. Miał więc też chyba tyle odwagi, żeby zadzwonić do zwykłej niegroźnej dziewczyny – na przykład Małgośki.”

Naszym dzieciom też może się udać 😊

„W pustyni i w puszczy”, Henryk Sienkiewicz

Wiem – „trąci myszką”, nie przystaje do rzeczywistości a język nie jest do końca zrozumiały. Ale mimo wszystko zróbcie wszystko, aby Wasze dzieci nie poddały się po pierwszych stronach. To „Sienkiewicz”. Wszyscy wiemy, że długo się rozkręca.

„W pustyni i w puszczy”, Henryk Sienkiewicz; ilustracje: Iwona Walaszek-Sarna, projekt okładki: Anna Witwicka; wydawnictwo: Wydawnictwo SBM;

Przez pierwsze sześć rozdziałów nawet ja z trudem przebrnęłam, chociaż nie jest to mój pierwszy raz i wiem, czego mogę się spodziewać dalej. W przypadku naszego dziewiętnastowiecznego mistrza prozy powiedzenie „nie oceniaj książki po okładce”, należałoby poddać trawestacji „nie oceniaj Sienkiewicza po pierwszych pięćdziesięciu stronach”. Jego dbałość o to, aby czytelnik zanim utonie w fabule, wiedział o swoich bohaterach wszystko – jak wyglądają, skąd pochodzą, co lubią a czego nie, jaki jest ich profil psychologiczny może zmęczyć współczesnego odbiorcę. Ale to, co oferuje potem, rekompensuje te małe niedostatki.
A daje w zamian niemało – przede wszystkim dowodzi, że słowem można malować, zwłaszcza krajobrazy. I jest to pewne novum dla naszych dzieci, przyzwyczajonych do ubogiego słownictwa, krótkich informacji tekstowych, emotek i symboli, które oferują im dla szybszego i łatwiejszego porozumiewania różnego rodzaju komunikatory. Cała fabułę „W pustyni i w puszczy” można by pewnie zmieścić na 100, a nie 300 stronach. Autor zaoszczędziłby wtedy czytelnikowi tych wszystkich momentów grozy i przerażenia, okrucieństw głodu i wojny, ale też ten sam czytelnik byłby uboższy o piękno i niedostępność afrykańskiej przyrody, urzekający zachód słońca nad sawanną i potęgę pustynnej burzy. Lektura tej powieści może dowieść, że słowo ma moc, nie mniejszą od pędzla i dźwięku – moc, która porusza wyobraźnię.
Jest to też dobra okazja, żeby porozmawiać ze swoimi dziećmi o trosce i odpowiedzialności za drugiego człowieka. Dziś lansujemy raczej prawo do zaspokajania naszych potrzeb. Umiemy odmawiać i stawiać jasno swoje wymagania. To dobrze. Ale granica między zdrową asertywnością a chorym egocentryzmem jest baaardzo cienka i może warto wskazać naszym dzieciom drugą stronę medalu, aby potrafiły złapać balans.
A na zakończenie proponuję, aby przybliżyć młodym czytelnikom historię kolonizacji Afryki i jasno powiedzieć, że nie była to chlubna karta w historii zachodnioeuropejskiej cywilizacji.

„Kroniki Archeo. Oko węża”, Agnieszka Stelmaszyk

Zaczęło się od „Tajemnicy klejnotu Nefertiti”, przygodowej powieści dla starszych dzieci, która oprócz tego, że „wciąga”, to jeszcze przemyca dużą dawkę informacji z historii i archeologii. To tam po raz pierwszy spotykamy się z piątką młodych poszukiwaczy przygód, którzy w związku z wrodzoną ciekawością i splotem dziwnych okoliczności stają się odkrywcami zaginionego skarbu. I niczym Indiana Jones niemal na stałe zajmują się tą profesją w kolejnych tomach „Kronik Archeo”.

„Kroniki Archeo. Oko węża”, Agnieszka Stelmaszyk; ilustracje: Paweł Zaręba; wydawnictwo: Zielona Sowa;

„Oko węża” jest najnowszą powieścią serii. Na scenie opisanych w niej wydarzeń, które elektryzują czytelników, jak zwykle pojawia się Bartek Ostrowski – chłopiec roztropny i odważny, jego uzdolniona plastycznie siostra – Ania i trójka angielskich przyjaciół – rodzeństwo Gardnerów: Mary Jane, Martin i Jim. Wszyscy obdarzeni są błyskotliwą inteligencją i rodzicami archeologami. Dzięki temu dużo podróżują po świecie, są miłośnikami historii i z równym powodzeniem znajdują przygody, jak i przygody znajdują ich. Tym razem wszystko zaczyna się niewinnie – wakacje w bawarskich Alpach, góry, słońce i jeziora. Tę idyllę przerywa niewyjaśnione zaginięcie ciotki Ofelii podczas zwiedzania zamku Neuschwanstein. Dalej jest już tylko coraz ciekawiej. Wystarczy dodać, że w połowie książki akcja przenosi się do Bombaju a potem do dżungli w Indiach. Ale szczegółów nie będę już zdradzać.

„Oko węża”, jak wszystkie pozycje „Kronik Archeo” nie tylko „bawi”, ale i „uczy”. Ale nie robi tego nachalnie. Wszystkie dodatkowe informacje historyczne i kulturowe zamieszczone są na wyraźnie wyróżniających się z tekstu fabularnego aplach. Kto chce, może dowiedzieć się trochę m.in. o Ludwiku II Wittelsbachu, zamku Neuschwanstein czy o Johnie Everetcie Millaisie. Ja się dowiedziałam… Umiem też odróżniać rośliny pieprzu od herbaty, przypomniałam sobie informacje o Gangesie i poznałam zwyczaje słonia indyjskiego i tygrysa bengalskiego. Polecam. To bardzo miła forma uzupełniania wiedzy, zwłaszcza dla dzieci. Pewnie zostanie z niej w głowach więcej niż z podręcznikowej lekcji historii czy geografii. Na wewnętrznych okładkach znajdują się jeszcze mapy, ale pełnią funkcję tylko orientacyjną. Biorąc pod uwagę ilość i jakość informacji zawartych w tekście, myślę, że mogłyby być trochę dokładniejsze.

Reasumując: dużo wiedzy zaklętej w wartki tekst; intryga ciekawa, obfitująca w zwroty akcji i nieprzewidziane wydarzenia, ale na tyle zrozumiała, że bez trudu poradzi z nią sobie dziesięciolatek, a i dwunastolatek nie pogardzi. Do tego znajdziemy w książce dużo kolorowych ilustracji i krótkich podsumowań, a kolejne tomy „Kronik Archeo” przeprowadzają czytelnika przez różne miejsca, różne kultury i różne okresy historyczne. Swojemu dziecku kupiłam całą serię 😉

„O króliku, który chce zasnąć”, Carl-Johan Forssen Ehrlin

Bohaterem opowiastki jest Roger Królik, który ma problemy z zasypianiem. Całe rodzeństwo Rogera już słodko śpi, a on, chociaż zmęczony, nie może ułożyć się do snu. Z pomocą przychodzi mama, która zabiera go w podróż do wujka Ziewaka, a ten obsypuje Rogera czarodziejskim proszkiem. Pod jego wpływem Roger słodko usypia.

„O króliku, który chce zasnąć”, Carl-Johan Forssen Ehrlin; wydawnictwo: Sonia Draga;

Jest to opowieść oparta na technikach psychologicznych, które mają pomóc dziecku w zasypianiu. Jest napisana w ten sposób, aby zasypianie każdego wieczoru stawało się łatwiejsze. Uczy dziecko technik relaksacyjnych i radzenia sobie z rozproszonymi myślami, które utrudniają mu zasypianie. Bajka z założenia oddziałuje na podświadomość dziecka, wzbudzając w nim senność i wzmagając potrzebę snu. Z tego powodu doskonale sprawdzi się podczas wieczornego usypiania, jak i podczas drzemki w ciągu dnia.

Opowieść poprzedzona jest instrukcją dla czytającego, z której dowiadujemy się w jaki sposób powinien czytać i intonować kwestie napisane pogrubioną i pochyłą czcionką. Dowiaduje się kiedy ziewnąć, a kiedy wstawić imię dziecka. Przy zachowaniu powyższych wskazówek autor gwarantuje, że dziecko uśnie podczas czytanej historii – jeśli nie za pierwszym razem, to na pewno po kilku kolejnych. Instrukcja dla czytających opatrzona jest uwagą: Nigdy nie czytaj tej książki na głos w obecności osoby prowadzącej jakikolwiek typ pojazdu! 😉

Bez względu na to, czy historia o króliku, który ma problemy z zasypianiem jest psychologiczną czy marketingową sztuczką w opinii rodziców, znękanych codziennym układaniem dziecka do snu, jest skuteczna. Pewnie wynika to z samego faktu, że ich obecność przy łóżeczku malca, ciepły, spokojny głos, snujący opowieść o stonowanej i niezbyt wartkiej fabule działa kojąco na rozbiegane i żądne wrażeń dziecięce umysły. Na pewno jest to dobry pomysł, aby dziecko nauczyło się spotykać z książką przed snem. W przyszłości repertuar będzie z pewnością bogatszy, ale sam nawyk poszukiwania wyciszenia w literaturze pozostanie – być może na całe życie.

„Minecraft. Wyspa”, Max Brooks

Świat z sześcianów, pełen własnych reguł i samouzdrowienia to miejsce akcji dobrze znane naszym dzieciom z ekranu komputera lub telewizora. Powieść jest bowiem osadzona w wirtualnym świecie jednej z gier dla dzieci i młodszej młodzieży – chyba najbardziej popularnej na przestrzeni ostatnich kilku lat – w świecie Minecraft. Stanowi to z pewnością dla młodych miłośników tej gry rekomendację do sięgnięcia po tę pozycję i przeżycia przygód wirtualno-książkowego bohatera.

„Minecraft. Wyspa”, Max Brooks; ilustracje: Ian Wilding; wydawnictwo: Warszawskie Wydawnictwo Literackie;

Bo bohater tak naprawdę jest jeden. Trafił do tego świata nie wiadomo dlaczego i nie wiadomo jak. On sam tego nie wie…, ale żeby w nim przeżyć musi rozwikłać zasady, jakie w nim panują. Musi je odkryć i dostosować się do nich, a nie zawsze pokrywają się one z istotą funkcjonowania w naszym świecie i to także w zakresie praw fizyki. Świat jest groźny i tajemniczy. W nocy, tak jak w grze ożywają potwory i zombie. Czyhają na jego życie. W dzień musi zadbać o przetrwanie – zbudować schronienie, które zapewni mu bezpieczeństwo po zmroku i zebrać pożywienie, a nawet je wyhodować, aby zaspokoić głów. To trudne zadanie – jeśli w rzeczywistym świecie nie poszukiwało się odpowiedzi na pytanie, skąd na przykład biorą się jajka. Trudne tym bardziej, że musi mu sprostać w pojedynkę, mając za towarzystwo jedynie krowę i owcę. Trudne również dlatego, że musi poradzić sobie także z samym sobą, ze swoim strachem i lekkomyślnością; że musi się nauczyć przewidywania, planowania i wyciąganie wniosków z własnych błędów. Każdy rozdział to okazja do nabycia nowej umiejętności, a jego tytuł stanowi zarazem sformułowaną zasadę, z którą autor zapoznaje młodego czytelnika, dając mu tym samy uniwersalne rady, które sprawdzą się nie tylko w świecie Minecraftu, ale również w tym prawdziwym. Może w takiej formie będą łatwiej strawne dla naszych dzieci…

Oto one:

  • Idź naprzód, nigdy się nie poddawaj.
  • Panika zagłusza rozsądek.
  • Niczego nie zakładaj z góry.
  • Pomyśl, zanim zrobisz.
  • Szczegóły mają znaczenie.
  • Nawet jeśli zasady nie mają sensu według mnie, to wcale nie oznacza, że nie mają sensu.
  • Zrozumienie zasad zmienia je z wrogów w przyjaciół.
  • Bądź wdzięczny za to , co masz.
  • Nie sama mądrość się liczy, tylko mądrość pod presją.
  • Nadmiar pewności siebie jest tak samo niebezpieczny, jak jej brak.
  • Radź sobie z życiem stopniowo, krok po kroku.
  • Przyjaciele trzymają cię przy zdrowych zmysłach.
  • Oszczędzaj zasoby.
  • Napady szału nigdy nie pomagają.
  • Nic tak nie rozjaśnia w głowie, jak sen.
  • Kiedy szukasz rozwiązań, obwinianie siebie do nich nie należy.
  • Nie rozpamiętuj błędów, ucz się na nich.
  • Wielkie ryzyko przynosi wielkie nagrody.
  • Strach można pokonać. Niepokój trzeba znieść.
  • Odwaga to zajęcie na pełny etat.
  • Kiedy świat się zmienia, musisz zmieniać się wraz z nim.
  • Zawsze zwracaj uwagę na otoczenie.
  • Nie ma nic złego w ostrożnej ciekawości.
  • Troszcz się o środowisku, żeby ono mogło zatroszczyć się o ciebie.
  • To, że ktoś jest podobny do ciebie, nie oznacza, że automatycznie staje się twoim przyjacielem.
  • To, że ktoś nie jest podobny do ciebie, nie oznacza, że automatycznie staje się twoim wrogiem.
  • Wszystko ma swoją cenę. Szczególnie jeśli tą ceną jest czyste sumienie.
  • Nie liczy się porażka, tylko to, jak się pozbierasz.
  • Kiedy próbujesz coś sobie powiedzieć, słuchaj.
  • Pytania nie tkwią w miejscu: nie można od nich uciec.
  • Nigdy nie odkładaj na później nudnych, lecz ważnych zadań.
  • Czasem trzeba porzucić ideały, żeby je ocalić.
  • Dzięki książkom świat staje się większy.
  • Zemsta rani tylko ciebie.
  • Wiedza jest jak nasiona: rozkwita we właściwym czasie.
  • Nie rozwijamy się w strefie komfortu, lecz poza nią.

Max Brooks: „Minecraft. Wyspa”