„Dziewczynka z Szóstego Księżyca”, Moony Witcher

Dziewczynka z Szóstego Księżyca, Moony Witcher
Dziewczynka z Szóstego Księżyca, Moony Witcher

Alchemia i magia, walka sił dobra ze złem, Wszechświat i Wenecja – oto świat przygód Niny, głównej bohaterki „Dziewczynki z Szóstego Księżyca”. Jest to pierwsza książka z całej serii poświęconej tej tematyce, napisanej przez Moony Witcher. Wszystkie powieści łączą główni bohaterowie i fantastyczny świat, w którym zbierają swoje doświadczenia. Jest to historia całkowicie oparta na wyobraźni autorki i nie chodzi tu tylko o przygody Niny i czwórki jej przyjaciół, ale również o detale – dzieci pożywiają się jedynie tortami, ciastami i bułeczkami z marmoladą a ich cudowny lot z Wenecji do Toledo, po zażyciu liści z rośliny z planety Xorax, odbywa się nad ośnieżonymi Alpami. Jak widać – wszystko jest możliwe… Nawet z najgorszych opresji dzieci wydostają się w nieprzewidywalny sposób, po zażyciu cudownego eliksiru lub na skutek wypowiedzenia zapomnianego zaklęcia. Narracja nie zna żadnych ograniczeń. W ten sposób powieść obfituje w zaskakujące zwroty akcji, trzymając swoich młodych czytelników w napięciu. Inaczej pewnie byłoby z dorosłymi, których kompletna nieprzewidywalność wypadków mogłaby znużyć lub zdezorientować. Dzieciom to jednak nie grozi.

Główną bohaterką książki jest Nina – dziesięcioletnia wnuczka znanego alchemika, Michaiła Meszyńskiego. Dłonie obojga są naznaczone tajemniczym znamieniem w kształcie czerwonej gwiazdy, które czernieje w obliczu gromadzących się sił zła. Dziadek dziewczynki nagle umiera a Nina przyjeżdża do jego willi, aby kontynuować prowadzone przez niego alchemiczne badania. Tam odkrywa, że w istocie został zamordowany przez Złego Maga – Karkona Ca’ d’Oro, który pragnie przejąć panowanie nad Szóstym Księżycem, czyli planetą Xorax. Xorax to miejsce we Wszechświecie, które skupia dobrą energię. Jest siedzibą sił dobra – miłości i intuicji. Zamieszkują go świetlne istoty, które posiadają łączność z Dobrymi Magami na Ziemi. Jednym z nich był właśnie Misza Meszyński i to tam właśnie po przeistoczeniu przeniósł się po śmierci. Stamtąd wspomaga swoją wnuczkę w walce z siłami Zła na Ziemi, które uosabia wspomniany Karkon. A jest to walka obfitująca w liczne budzące grozę przygody oraz konieczność przenoszenia się w miejscu i czasie. Na szczęście Ninie towarzysz czwórka przyjaciół – Cesco, Dodo, Fiore i Roxy oraz android  Max. Dzięki nim droga do ocalenia planety Xorax wydaje się Ninie prostsza, choć nie kończy się wraz z zakończeniem powieści. Jej dalszy ciąg znajdziemy w następnych książkach z serii.

Powieść Moony Witcher napisana jest w sposób niezwykle czytelny, choć prostota jej języka może nawet czasami odstraszać, zwłaszcza bardziej wybrednych czytelników. Jest książką dla dzieci z pogranicza fantasy i thrillera, kształtującą przyszłych czytelników sensacji i kryminałów. Dorosłych może niekiedy zniechęcać swoją fantastyką z pogranicza naiwności, ale przecież nie im jest dedykowana. Nie sposób więc oceniać ją z naszego punktu widzenia. Dzieci raczej będą zachwycone – historia nie wymaga od nich wysiłku intelektualnego, nie zmusza do refleksji i rozważań etyczno-moralnych, jest fajną propozycją na rozrywkę i relaks. Przy tym realizuje dziecięce pragnienia o samodzielności, całkowitej decyzyjności i nieskrępowanej wolności. Nina przecież nie chodzi do szkoły, uczy się właściwie tylko alchemii a jej wszystkie posiłki stanowią słodycze. Ma grupę przyjaciół, z którymi doskonale się czuje i jest przez nich podziwiana. Poza tym dzięki specjalnemu eliksirowi jest pewna ich lojalności, więc darzy ich całkowitym zaufaniem. Świat, w którym żyje to z jednej strony arena walki dobra ze złem, ale z drugiej to bezpieczny mikroświat jasnych i czytelnych relacji międzyludzkich, które dają poczucie bezpieczeństwa i z których czerpie siłę. Nina jest dzielna, odważna, nie cofa się przed niczym i potrafi przekroczyć wszelkie granice, nawet magii i czarów. Jej życie to pasmo niekończących się przygód i przeciwności, którym stawia czoła w imię szlachetnej idei. Zawsze wygrywa. Z perspektywy naszych dzieci to świat idealny. Może to dobry pomysł, aby mogły się przez chwilę w nim zanurzyć…

„Nelka Marzycielka” oraz „Nelka i jej prawdziwa przyjaciółka”, Abby Hanlon

Nelka Marzycielka, Abby Hanlon
Nelka Marzycielka, Abby Hanlon

Dziś książeczka dla trochę młodszych dzieci, która wszystkim czytelnikom – i tym dużym, i tym małym uświadamia, że dziecięca wyobraźnia nie zna żadnych ograniczeń. Przekonuje też jednych i drugich, że fantazja w wieku sześciu lat nie jest niczym niezwykłym i nie powinna stanowić powodów do obaw. Ekscentryczna i rozbiegana Nelka, z mocno rozbudzoną wyobraźnią jest w gruncie rzeczy miłą i inteligentną dziewczynką, która z nie do końca zrozumiałym dla niej światem rzeczywistym radzi sobie poprzez wplatanie w jego ramy fikcyjnych postaci i wydarzeń.

Historia napisana jest w sposób prosty i czytelny. Akcja jest wartka, pełna zwrotów i humoru. Dodatkową atrakcję stanowią komiksowe czarno-białe ilustracje, które są integralną częścią tekstu. To nowatorskie rozwiązanie dodaje książeczce atrakcyjności i stwarza konieczność bliskich relacji rodzic-dziecko podczas czytania. W ten sposób i dorosła osoba czytająca, i słuchające jej dziecko wspólnie uczestniczą w przygodach głównej bohaterki. Dla tych drugich to pełna ciekawych zdarzeń historia, dla tych pierwszych przyczynek do zastanowienia się nad tym, czy naprawdę rozumieją swoje dziecko.

Główną bohaterką książeczki jest Kornelia, nazywana Nelką, sześcioletnia dziewczynka obdarzona solidną porcją wyobraźni. Jej rzeczywisty świat to rodzinny dom z mamą, tatą, starszą siostrą Manią i starszym bratem Frankiem. Niestety jej stosunki ze starszym rodzeństwem nie układają się najlepiej. I Mania, i Franek świetnie się razem bawią, ale stronią od towarzystwa młodszej siostry. Nelka ucieka zatem w świat wyobraźni, gdzie „wyczarowała” sobie najlepszą przyjaciółkę – potwora Mary, z którą bawi się i rozmawia. Znużone dziecinnym zachowaniem Nelki starsze rodzeństwo postanawia wymusić zmianę jej zachowania podstępem. Mania i Franek wymyślają fikcyjną postać – Wiedźmę Chaps, która zabiera małe dzieci i ostrzegają młodszą siostrę, że jeśli nie chce zostać przez nią porwana, musi wydorośleć. Sprawy przyjmują jednak zupełnie inny obrót. Wiedźma Chaps staje się częścią wymyślonego świata dziewczynki, która stawia sobie za cel przechytrzenie czarownicy. Próbuje z nią walczyć i ukrywa się przed nią – najpierw w szafie, a potem w przebraniu krowy. Nie na wiele się to zdaje. Gdy zaczyna już tracić nadzieję niespodziewanie pojawia się Pan Tulinek – krasnoludek, który oferuje swoją pomoc. Nelka chętnie z niej korzysta i za sprawą czarów staje się szczeniakiem. Teraz jest już pewna – Wiedźma Chaps nie rozpozna jej. Od tej pory dziewczynka zachowuje się jak szczeniak – szczeka, liże po twarzy, robi sztuczki. Niestety właśnie wtedy nadchodzi niespodziewana wizyta u lekarza. Mimo to Nelka nie rezygnuje ze swojego wcielenia, co oczywiście nie wprowadza jej rodziców w zachwyt. Na szczęście wszystko się dobrze kończy. Wiedźma Chaps opuszcza dom, zostawiając dziewczynkę w spokoju a starsze rodzeństwo dopuszcza Nelkę do wspólnej zabawy i od tej pory bawią się wszyscy razem.

 

Nelka i jej prawdziwa przyjaciółka, Abby Hanlon
Nelka i jej prawdziwa przyjaciółka, Abby Hanlon

„Nelka i jej prawdziwa przyjaciółka” to druga z serii opowieść o Nelce. Jak poprzednio, tak i teraz  akcja rozgrywa się na granicy dwóch światów: świata rzeczywistego i świata baśni. Główna bohaterka dzięki swojej szeroko rozwiniętej wyobraźni w codzienne wydarzenia wplata elementy ze świata wróżek, potworów i złych czarownic. Żyje razem z nimi i obok nich. Ale czy większość dzieci tak właśnie nie robi? Czy nie oswaja w ten sposób swoich lęków i strachów? Historia dziewczynki, która przy pomocy wyobraźni stawia czoła nowej i nieznanej szkolnej rzeczywistości, i ostatecznie się w niej odnajduje stanowi optymistyczne przesłanie dla wszystkich dzieci, które to doświadczenie czeka. Okazuje się też, że wbrew przestrogom starszego rodzeństwa wcale nie trzeba rezygnować z siebie, żeby znaleźć przyjaciół – Nelka bowiem zaprzyjaźniła się z Różą. Obie, na pozór zupełnie różne dziewczynki, połączył świat wyobraźni. Jest to doskonałe miejsce, aby się w nim spotkać i dzięki niemu polubić.

Tak, jak we wcześniejszej historii, Nelce i w tej książeczce towarzyszy potwór Mary, Wiedźma Chaps i Pan Tulinek. Dzięki nim życie Nelki jest bardziej skomplikowane, ale równocześnie prostsze, bo łatwiej poradzić sobie z codziennymi problemami, kiedy zawsze można liczyć na wsparcie lub kiedy można je na kogoś zrzucić. W obliczu zbliżającego się początku roku szkolnego i jak możemy się domyślać – szkolnego debiutu dziewczynki, starsze rodzeństwo udziela siostrze rad, z których jasno wynika, że jeśli dziewczynka zamierza się jakoś znaleźć w społeczności szkolnej, to musi „porzucić” siebie, a więc okiełznać wybujałą wyobraźnię i porzucić ekscentryczny stylu ubierania. Nelka jest przerażona. Zwraca się do Pana Tulinka z prośbą o pomoc, a ten oferuje, że jeśli tylko dziewczynka da mu kilka dni, zamieni szkołę w wielki naleśnik.  Początkująca uczennica jest zachwycona tym pomysłem, jednak przez te kilka dni musi jakoś zmierzyć się ze szkołą. Bardzo pomaga jej w tym Mary, która pociesza i radzi, a nawet odwiedza ją na szkolnym boisku.

W szkole Nelka spotyka swojego kolegę z grupy przedszkolnej, Julka oraz poznaje dziewczynkę o wyglądzie księżniczki – Różę. Podczas rozmowy okazuje się, że Róża mieszka w zamku i ma przyjaciela smoka. Tak nawiązuje się znajomość, która niebawem przerodzi się w przyjaźń. Jednak kiedy Nelka opowiada o swojej przyjaciółce-księżniczce rodzeństwu, to wyśmiewa ją, że znowu utknęła w świecie fantazji.

Tymczasem Wiedźma Chaps porywa Pana Tulinka i zamienia go w kurczaka, którego ma zamiar zjeść na obiad, jeśli Nelka nie dostarczy jej księżniczki. Dziewczynka wpada wówczas na pomysł, aby przy pomocy Róży zastawić na złą wiedźmę pułapkę. Swoim pomysłem dzieli się z koleżanką i w wyniku narady postanawiają wywołać z Wiedźmą Chaps wojnę – zwołać całe rycerstwo z księstwa Róży i uratować biednego Pana Tulinka. Kiedy następnego dnia dziewczynki przypadkowo spotykają się w parku dochodzi do zbrojnej konfrontacji. Wiedźma zostaje pokonana, a Pan Tulinek uwolniony i odczarowany. Wtedy też Nelka poznaje tatę Róży, który wcale nie jest królem… Przy okazji starsze rodzeństwo głównej bohaterki – Mania i Franek dowiadują się, że Róża, o której opowiadała im młodsza siostra, nie jest jej kolejnym wymyślonym przyjacielem, ale rzeczywistą osobą, z którą połączyła ją szczególna więź. Dzięki tej przyjaźni Nela przekonuje się, że szkoła może być fajna i niekoniecznie trzeba ją zamieniać w naleśnik…

Autorce książki z dużym powodzeniem udało się poprowadzić fabułę w dwóch równoległych światach, które przenikają się wzajemnie. Akcja poprowadzona jest dynamicznie i z dużą porcją humoru, dzięki czemu książkę czyta się „jednym tchem”. Tak, jak znana już nam wcześniejsza historia, ta również napisana jest prostym językiem, wciąga i bawi. Tak, jak wcześniej opowieść uzupełniają liczne czarno-białe ilustracje o charakterze komiksowym, których nie możemy pomijać bez straty dla rozumienia treści. Tak, jak poprzednio opowieść o Nelce bawi i uczy, i nie tylko małych słuchaczy, ale również dorosłych, którzy ją swoim maluchom czytają.

„Wspomnienia niebieskiego mundurka”, Wiktor Gomulicki

Wspomnienia niebieskiego mundurka, Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka, Wiktor Gomulicki

“Nie tylko pieniądze kradnie się bliźniemu: można mu także kraść – spokój. A są ludzie, dla których spokój to więcej niż pieniądze. On jest całym ich szczęściem. I więcej niż szczęściem, bo podstawą życia – samym życiem!” – to cytat z książki dla dzieci Wiktora Gomulickiego pt.: „Wspomnienia niebieskiego mundurka”.

Wybrałam ją z okazji 100-lecia Odzyskania przez Polskę Niepodległości. Pochodzi z czasów, kiedy Polska jeszcze niepodległa nie była, na dodatek podzielona przez trzy mocarstwa i niespójna gospodarczo. Była jednak całkiem jednolita kulturowo. Społeczeństwo mocno rozwarstwione społecznie łączył jednak język i dbałość o niego. Literatura w tym czasie nie tylko dostarczała przyjemności i rozrywki, ale pełniła również funkcje edukacyjne i umoralniające. Uczyła i kształtowała charaktery. Miała misję. Dzięki temu jej elementy pozostały aktualne do dziś, jak choćby fragment przytoczony we wstępie. Są to słowa mnicha-pustelnika, skierowane do młodego chłopca, który jako nieproszony gość naruszył spokój pustelni. Kontekst tych słów jest nam obcy, ale sens poraża swoją prawdą. Dziś nikt nie dba o spokój innych, chyba że chodzi o ciszę nocną usankcjonowaną prawnie 😉 Dziś w sposób niemal niezauważalny odbieramy spokój ludziom wokół nas, a oni odbierają go nam – nie szanując naszego czasu, awanturując się o miejsce w kolejce lub miejsce parkingowe, wyklinając za kierownicą za drobne błędy i uchybienia, czepiając się literówki w wypełnionym formularzu, „czelendżując” nieustannie w pracy czy pisząc niewybredne komentarze na forach internetowych. Spokój, który daje poczucie bezpieczeństwa i stabilność psychiczną jest w cenie – każdy go pragnie, nikt nie chce dać. W rezultacie nikt go nie ma…

Ale wracając do „niebieskiego mundurka”. Książka dla współczesnych dzieci to czysta fantastyka. Życie uczniów w niej przedstawione jest tak odległe i osadzone w tak innych realiach, że aż nieprawdopodobne. Opisywane zdarzenia młodzi czytelnicy będą odbierać tak, jak „Harrego Pottera” czy „Star Wars” – gdzieś, kiedyś, w „odległej galaktyce”. Dopiero opatrzone naszym komentarzem, że 150 lat temu tak właśnie było, w tym wypadku w szkole powiatowej w Pułtusku, opowieści narratora mogą najpierw zadziwić, a potem zainteresować. No bo przecież dla naszej młodzieży zaopatrującej się w sprzęt sportowy w Decathlonie czy GO Sporcie instruktarz samodzielnego wyrabiania piłek futbolowych brzmi już nie tylko jak historia z Księżyca, ale nawet Marsa:  „O piłkach używanych w szkole pułtuskiej można by książkę napisać. Istnieje pięć głównych, typowych ich odmian: „parcianka”, wyrabiana z wyprutej ze starych pończoch bawełny; przeplata się ja wąską krajką i oszywa grubym, zgrzebnym płótnem; „krowianka” z sierści krowiej, przygotowana w ten sposób, że kawałek wosku umieszcza się na grzbiecie krowy, a potem dłonią kręci się go, czyli „kulga” dopóty, aż do wosku przylgnie tyle włosów, że utworzą piłkę; „zwijanka” vel „skrętka”, wyrabiana ze starych gumowych czyli „gumulastycznych” kaloszy, które tnie się na długie, jak najcieńsze paski, te zaś paski zwija się następnie w kłębek; rzeczą główną jest skręcanie pasków tak mocno, żeby piłka tworzyła całość prawie jednolitą; „dętka czarna”, mająca za podstawę także gumę kaloszową, przerabianą jednak odpowiednio rękami fabrykanta na masę plastyczną; „lanka”, rodzaj najwyższy, przez poważnych jedynie graczów używany; dla przygotowania jej krają kalosze na drobniutkie kawałeczki, gotują w ukropie i gorące jeszcze zlepiają i zaokrąglają za pomocą kręcenia pomiędzy dłońmi – przy czym trzeba być zawczasu przygotowanym na bolesne oparzenia skóry, na bąble i rany.”

Życie chłopców w XIX wieku nie było usłane różami, nawet piłki musieli sobie sami robić. I to nawet ci, których rodzice byli w stanie ponosić koszty ich edukacji. A edukacja była priorytetem. Z tą edukacją też jednak było różnie, chociaż zdarzały się perełki, o które i nawet dzisiaj nie tak łatwo. O jednym z nauczycieli narrator wypowiada się w ten sposób: „Był to doskonały pedagog – rozumiejący, że to nie szkoła uczy, lecz uczniowie uczą się sami… i że szkoła najzupełniej spełni swe zadanie, gdy ich do nauki zachęci, w uczeniu się pomoże, wskazówek potrzebnych udzieli.” I dzisiaj tacy nauczyciele porywają młodzież, rozbudzając wciąż nowe pokłady ciekawości i wyznaczając drogę do wiedzy, która kusi a nie zniechęca. I dzisiaj do takich nauczycieli tęsknimy – i nasze dzieci, i my ich rodzice.

Dużo się zmieniło… Przede wszystkim zmieniły się realia. Na bazie nowych technologii narodziły się nowe zwyczaje, część starych straciło rację bytu. O jednym z nich narrator mówi: „Gdy tak nasiąkli obydwa poezja słowa i poezja przyrody, rozkołysało się nagle powietrze od potężnego huczenia dzwonów farskich. Nigdy w zwykłych okolicznościach o tej porze nie dzwoniono – przy tym i samo dzwonienie było niezwykłe. Spiżowe tony niosły jakąś wieść posępną, modliły się, płakały…

Dembowski szepnął:

– Ktoś umarł…”

W dobie Internetu i telefonii komórkowej informacja przyspieszyła, jej zasięg znacznie się poszerzył, nikt już do jej przekazania nie używa kościelnych dzwonów. Ale istota dobrych i złych wiadomości pozostała taka sama. I te drugie zawsze budzą trwogę. Zmieniła się rzeczywistość, zmieniły się zwyczaje, zmieniło się społeczeństwo, ale nie zmienili się ludzie. Tak, jak kiedyś – choć każdy z nas jest inny, wszyscy jesteśmy tacy sami wobec istoty życia.

„Gałka od łóżka”, Mary Norton

Gałka od łóżka, Mary Norton
Gałka od łóżka, Mary Norton

Słoneczny dzień, wiejskie krajobrazy hrabstwa Bedford, wakacje, trójka rodzeństwa i magiczna gałka od łóżka, która potrafi wysłać w podróż. Dziś „Gałka od łóżka” autorstwa Mary Norton – dwudziestowieczna klasyka literatury dziecięcej; w Polsce może trochę mało popularna, ale czas jej polskiego wydania przypadł na czasy, kiedy niezbyt promowano kulturę Zachodu. A wydanie to było imponujące – tekst przetłumaczyła Irena Tuwim, a ilustracje wykonał Jan Marcin Szancer.

„Było sobie kiedyś troje dzieci, a nazywały się one: Kasia, Karolek i Paweł. Kasia była mniej więcej w twoim wieku, Karolek trochę od niej młodszy, a Pawełek miał wszystkiego lat sześć” – autorka nie czeka z zaproszeniem do lektury. Od początku przedstawia głównych bohaterów i miejsce akcji. Dzieci na co dzień mieszkają w Londynie, ale na czas wakacji zostały wysłane do ciotki na wieś. Tam poznają Pannę Price, która nocami uczy się latać na miotle, a w ciągu dnia ćwiczy rzucanie zaklęć, posiłkując się różnego rodzaju podręcznikami magii. Kiedy rodzeństwo odkrywa jej tajemnicę, aby nakłonić ich do jej zachowania, Panna Price ofiarowuje dzieciom zaczarowaną gałkę od łóżka. Kiedy najmłodszy z nich przymocowuje ją do łóżka i przekręca, łóżko wyrusza w podróż do wskazanego przez niego miejsca. Ze względów bezpieczeństwa podróżują nocami. Pierwsza wyprawa odbywa się do Londynu – Pawełek chce odwiedzić mamę, nie ma jej jednak w domu. Dzieci spędzają noc na ulicy, a potem na komisariacie. Szczęśliwie nad ranem uciekają czarodziejskim łóżkiem i wracają do swoich pokojów w starym domu ciotki. Kolejną wyprawę odbywają już razem z Panną Price na jedną z wysp tropikalnych, która z założenia miała być niezamieszkana przez ludzi. Okazało się jednak, że zasiedlają ją ludożercy, a podróżnicy wpadają w ich ręce. Dzięki czarom swojej opiekunki udaje im się jednak ocalić skórę i wrócić na wieś. Ociekający wodą materac łóżka, kałuże wody w pokoju i zniszczone szlafroki sprawiają jednak, że ciotka za złe sprawowanie odsyła swoich podopiecznych do domu. Mały Pawełek zabiera jednak ze sobą czarodziejską gałkę od łóżka. Dzięki niej w przyszłości dzieci mogą wrócić do czarodziejskich podróży. Po latach spędzania wakacji nad morzem niespodziewanie pojawia się możliwość wyjazdu na letnie miesiące do domku Panny Price. Dzieci skwapliwie korzystają z okazji. I znowu zaczarowane łóżko zabiera je w podróż – tym razem podróż w czasie. Dzieci pojawiają się w siedemnastowiecznym Londynie i poznają tam czarnoksiężnika Emeliusza, który wraz z nimi przenosi się do XX wieku. Emeliusz zawiera znajomość z Panną Price i próbuje odnaleźć się we współczesnym świecie. Nie przychodzi mu to jednak łatwo i w rezultacie decyduje się na powrót do swoich czasów. Tam jednak zostaje schwytany, osadzony w więzieniu i skazany na stos. Z opresji ratują go nasi główni bohaterowie i Panna Price. Ostatecznie dzieci po wakacjach wracają do domu, a ich opiekunka-czarownica razem z Emeliuszem osiedla się na stałe w Peppering, małej wiosce w hrabstwie Bedford, tyle że… 300 lat temu.

Książka kusi młodych czytelników fantastyką i magią. Który z nich nie chciałby być właścicielem zaczarowanej gałki i przenosić się i w miejscu, i w czasie w zależności od własnych zachcianek? Bohaterowie są im bliscy, bo są tacy, jak oni – czasami grzeczni, czasami krnąbrni, trochę uparci i beztroscy, ale zawsze mają dobre intencje. I mają coś jeszcze, o czym nasze dzieci mogą tylko pomarzyć – receptę na czary. Nie bez przypadku zaczarowana gałka od łóżka stała się tytułem powieści. To ona napędza akcję, spaja wydarzenia i sprawia, że główni bohaterowie są niby tacy zwykli, a jednak wyjątkowi. Gałka od łóżka to klucz do przygód, a one przyciągają dzieci jak magnes. Dzięki niej nudne wakacje u starej ciotki na wsi stają się niezwykłe – takie, do których warto po latach wrócić. Magiczna mosiężna kulka otwiera przed jej właścicielami fantastyczny świat wyobraźni. Ten świat pociąga swoja niecodziennością – wszystko w nim jest możliwe, ze wszystkimi przeciwnościami losu można sobie poradzić i wszystkiemu stawić czoła. Kiedy zawodzą dostępne rozumowi sposoby, w sukurs przyjdą czary. Każdy bohater i każde dziecko wyjdzie z niech zwycięsko. Podarujmy więc naszym dzieciom magiczną gałkę od łóżka, która przeniesie je przed snem do innego świata. Pozwólmy im uwolnić te pokłady magii, które w nich drzemią i cieszyć się światem wyobraźni. Bo przecież podróże w czasie i przestrzeni są możliwe…

 

„Filozofowie do dzieci” Sophie Boizard

Filozofowie do dzieci, Sophie Boizard
Filozofowie do dzieci, Sophie Boizard

Ponieważ przed nami dzień pełen zadumy, znowu wracam do filozofii. Jest taka książeczka Sophie Boizard pod tytułem „Filozofowie do dzieci”. Tam w sześciu rozdziałach o różnej tematyce autorka przywołuje najważniejsze tropy filozoficzne wybranych filozofów od starożytności po współczesność. Każda z sentencji lub idei opatrzona jest krótką opowiastką o przygodach współczesnych dzieci, osadzoną w dzisiejszych realiach. Dzięki temu młodzi czytelnicy mogą wejrzeć w historię myśli filozoficznej stojąc jedną noga w znanym im świecie. Biorąc pod uwagę dzień, w którym ten wpis zamieszczam, skupię się na rozdziale „Płynący czas”, chociaż pozostałe: „Myśleć bez ustanku”, „Człowiek – cóż to za dziwne zwierzę”, „Jak żyć razem?”, „W poszukiwaniu szczęścia” i „Pudełko z myślami” też brzmią kusząco.

Refleksję nad upływem czasu najłatwiej rozpocząć do Heraklitowego „Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki”. Nic więc dziwnego, że u autorka nie robi nam niespodzianki i właśnie od tej sentencji zaczyna. Historia o kąpiącym się w rzece Pawle też daleko od Heraklita nie odsyła. Może to i dobrze, bo jasno tłumaczy młodym czytelnikom o co z tym wchodzeniem do rzeki chodzi. Łatwo przecież przekręcić jego istotę w przekonanie, że nie wolno wracać do przeszłości, a tak przecież nie jest. Do przeszłości po prostu nie da się wrócić i nigdy nie można jej powtórzyć. Woda w rzece płynie a my, stojąc na jej brzegu, starzejemy się nieuchwytnie. W kolejnej minucie już ani ta rzeka, ani my nie jesteśmy tacy sami. Wszystko się zmieniło. Wszystko płynie. Panta rhei.

Zgodnie z tą zasadą w kolejnym fragmencie przenosimy się do XX wieku i poznajemy eksperyment Bergsona ze szklanką wody i cukrem. Leon wkłada kostkę cukru do szklanki i czeka aż się rozpuści. Cukier rozpuszcza się jednostajnie. Zanim połączy się z wodą upływa czas, a chłopiec ten upływ czasu doświadcza, rozpoznając własną niecierpliwość. Proces nie tylko ma swój początek i koniec, proces trwa i to trwanie właśnie jest jego istotą. Gdybyśmy w ten sposób spojrzeli na swoje życie, być może wartościowsze dla nas stałyby się chwile. Bo tak naprawdę czy tak bardzo nam się spieszy do końca?

Mówiąc o przyszłości  i co za tym idzie, teraźniejszości i przeszłości autorka sięga do św. Augustyna i obecności rzeczy minionych, teraźniejszych i przyszłych. Bo przecież tak naprawdę przeszłość i przyszłość nie istnieją. To tylko w naszej duszy, w naszej świadomości istnieje pamięć o tym, co się zdarzyło i oczekiwania rzeczy, które mają nadejść. Wspomnienia i plany to jest to, co rozszerza nasze pojmowanie czasu. A z kolei historyjka o Leonie i wujku Maksie w kontekście filozofii Paula Ricoeura uczy nas, że opowieść o zdarzeniach minionych, prowadzących nas do teraźniejszości, że snucie historii naszego życia pozwala nam sobie ten czas przywłaszczyć, nadać jego biegowi kierunek i sens. Bo przecież „czas staje się ludzkim czasem, jeśli jest narracyjnie wyartykułowany”.

Kolejna opowieść nie jest już tak skomplikowana. My, ludzie XXI wieku, jej przesłanie znamy dobrze – nie odkładaj realizacji marzeń na później. Każdy bank udzielający kredytów tak się reklamuje. A to przecież Seneka. Życie jest krótkie i podczas, kiedy my je odkładamy, ono uchodzi. I jak tu się nie bać śmierci? W tym niezręcznym momencie z pomocą przychodzi Epikur, który wyjaśnia, że tak naprawdę śmierci nie ma, bo śmierć nas nie dotyczy. Kiedy my jesteśmy – żyjemy, nic śmierci do nas. Kiedy umieramy, nas już nie ma. I znowu śmierci nic to tego.

Tyle o czasie, o życiu i o śmierci.

Ale do tej książeczki warto sięgnąć nie tylko ze względu na omówiony przez mnie rozdział. Pozostałe pięć też jest wartych uwagi. I wcale nie tylko ze względu na dzieci. Nam też może przypomnieć kilka złotych myśli ludzkiej drogi po mądrość, które na co dzień ulatują nam z głowy. Z różnych względów – bo brak czasu, obowiązki, przyjemności, bo są trudne, bo niewygodne. W taki dzień jak jutro warto je jednak wyciągnąć z zakamarków świadomości i zatrzymać się na chwilę z pytaniem „po co?”

A wracając do „obecności rzeczy przyszłych”, w poniedziałek będzie dużo łatwiejsza lektura 😉 Zapraszam!