„Śpiąca Królewna”, Katarzyna K. Gardzina-Kubała, Tadeusz Rybicki z cyklu „Bajki baletowe”

Bajkę o Śpiącej Królewnie wszyscy znamy. Ukochana córeczka, złe zaklęcie, wrzeciono i sen, z którego obudzić może tylko miłość. Wydawało się, że nic już w tej materii nie można dodać. A jednak… „Śpiąca królewna” w wydaniu „Bajki baletowe” wnosi coś nowego – oprócz bajkowej miłości królewny i królewicza wnosi kruche nasionko miłości do muzyki, do tańca, do sztuki. Jeśli my, rodzice, będziemy je podlewać, wyrośnie nam wspaniały miłośnik baletu, a może nawet sam baletmistrz lub muzyk.

„Śpiąca królewna”, Katarzyna K. Gardzina-Kubała, Tadeusz Rybicki; ilustracje: Klaudia Polak-Szewczyk; wydawnictwo: Studio Blok;

Fabuła bajki nie różni się znacznie o tej, którą znamy my i nasze dzieci. Może nieznacznie. Może bardziej koncentruje się na szczegółach, opisach scen jakby na chwilę zatrzymanych w kadrze, może trochę bardziej przypomina relację z opisami sytuacji a nie, nieco gawędziarską, formułę snutej baśni. Nic dziwnego. Tekst opiera się przecież w tym wypadku na libretcie baletu, który podzielony na akty i sceny siłą rzeczy ma bardziej fragmentaryczny charakter, bardziej zbliżony do dramatu niż do prozy. To mnie nie zaskoczyło. Zaskoczyła mnie natomiast informacja, że w II połowie XIX wieku, kiedy balet jako forma muzyczna przeżywał swój największy rozkwit, pracę nad nim zaczynano od choreografii. Właśnie zapis figur baletowych ułożonych w określonym porządku stawał się podstawą, na której ostatecznie budowano libretto i komponowano muzykę. To choreograf wyznaczał warunki kompozytorowi, który tworzył muzykę do poszczególnych scen – podawał informację w zakresie ilości taktów, charakteru i nastroju. Najważniejszy był taniec. Pod tym względem wyjątek stanowi jedynie „Jezioro łabędzie” Piotra Czajkowskiego. Pewnie dlatego muzyka osiągnęła tam taką spójność i harmonię, że balet ten przez tyle lat pod względem muzycznym nie ma sobie równych. Niesamowite.

Gdyby nie ta mała książeczka, do której próbuję Was dziś zachęcić, pewnie nigdy bym się tego nie dowiedziała. Tego i jeszcze wielu innych rzeczach, bo oprócz przypomnienia fabuły samej baśni, publikacja zawiera wiele informacji na temat sztuki baletowej, jej historii, biografii twórców – kompozytora i choreografa oraz słowniczek pojęć z wraz z opisami i rysunkami baletowych póz. Sporo informacji nawet dla dorosłych, a cóż dopiero dla dzieci. Bo wszystko napisane jest w przystępny i czytelny sposób, tak by mali czytelnicy mogli z łatwością zapoznać się z istotą tańca klasycznego. „Śpiąca królewna” jest częścią całej serii mu poświęconej pt. „Bajki baletowe”. W cyklu ukazały się również: „Jezioro łabędzie”, „Dziadek do orzechów”, „Kopciuszek”, „Romeo i Julia”, „Coppelia”, „Don Kichot” i „Pulcinella”. Bajki baletowe mogą być atrakcją samą w sobie lub wstępem do przygody w postaci wizyty w prawdziwym teatrze, na prawdziwym przedstawieniu baletowym. Większą cześć wspomnianych opowieści wystawia bowiem na przykład „Teatr Wielki” w Warszawie, a ostatnio nawet opisywaną tu „Śpiącą królewnę”. I są one niezapomnianym przeżyciem dla dzieci, które bajkowy świat muzyki i tańca, wsparty cudowną scenografią, grą świateł i niekiedy „efektami specjalnymi”  wssysa swoją czarownością, zaklinając na ponad dwie godziny w prawdziwych miłośników sztuki. Warto spróbować! Nawet z pięciolatkiem. Część z nich zawsze będzie chciała tam wracać.