„Bal karnawałowy”, Małgorzata Połeć-Rozbicka. Opowiadanie dla dzieci

– Tak się cieszę! To już jutro! – piszczała Lidka, gdy tylko zabrzmiał dzwonek po ostatniej lekcji – Ale będzie fajnie! – dziewczynka skakała trzymając koleżankę za ręce. – Za kogo się przebierasz?

– Nie wiem jeszcze – odpowiedziała Anita z dużo mniejszym entuzjazmem. – I wcale nie wiem, czy będzie tak fajnie, będzie głośno, ciasno i Jurek będzie mi dokuczał.

– Oj, Anita, ty zawsze marudzisz! Zobaczysz, będzie zabawa!

– Zabawa niekoniecznie, ale na pewno będzie się działo. A ty jaki masz kostium?

– Barbie Muszkieterka. Mówię ci, będę miała taki fajny kapelusz, wiesz – taki z dużym rondem i piórami. Sukienkę będę miała niebieską, babcia mi skróciła tę z przebrania księżniczki, którą miałam w tamtym roku, ale kapelusz niestety będzie czarny, bo mama nigdzie nie mogła dostać niebieskiego, trochę nie pasuje, ale co tam. Kaśka powiedziała, że mi pióra chociaż tryśnie sprayem na niebiesko. Też będzie super! Nie?

– Cieszę się, że się cieszysz. Chociaż zupełnie nie wiem, po co się przebierać. Dyskoteka jak każda inna. O co takie halo? – zastanawiała się Anita.

– Żadna dyskoteka, tylko bal karnawałowy. A karnawał to najradośniejszy okres w roku – trzeba się cieszyć, tańczyć, śpiewać i koniecznie przebierać. Bo dawno temu ludzie wierzyli, że w ostatnie dni karnawału po świecie chodzi kusy, czyli diabeł i porywa ludzi, więc żeby go zmylić trzeba robić wrażenie, że jest się kimś innym. Dlatego ja będę Barbie Muszkieterką, Wojtek – smokiem, Adam – zombie. A ty? – Lidka próbowała przekonać przyjaciółkę do idei dobrej zabawy.

– Sama nie wiem, mama podsuwała mi kilka pomysłów, ale chyba żaden nie jest fajny… – powiedziała zmartwiona Anita, bo to, co dla Lidki było źródłem radości, dla niej było tylko troską.

– A co ci proponowała? – nie poddawała się dziewczynka. Za wszelką cenę chciała wlać choć trochę zapału w serce koleżanki przed jutrzejszym szkolnym balem karnawałowym.

– Księżniczka, biedronka, kucharka, wróżka, dżokejka i takie tam… – Anita nadal nie dawała się rozruszać.

– Ale dżokejka to fantastyczny pomysł! – radośnie wykrzyknęła przyjaciółka. – Przecież uwielbiasz konie i uczysz się na nich jeździć. I masz już dużo rzeczy do przebrania – wysokie czarne buty do jazdy i toczek. Super! Wiesz?! Mam pomysł. Dam ci moje białe rurki, włożysz białą bluzkę i będziesz dżokejką jak z obrazka. Ale będzie ekstra! Pożycz jeszcze od pani Agnieszki ten długi, cienki patyk, nie pamiętam jak się nazywa, co się nim konia dotyka, żeby szybciej jechał…

– Szpicruta – wtrąciła Anita – ale pani Agnieszka mi go nie pożyczy, bo ciągle go potrzebuje.

-Co ty! Jak poprosisz, to na pewno jeden dzień jakoś bez niej wytrzyma. – zarażała optymizmem Lidka.

– No nie wiem…

Każda inna osoba pewnie już by się poddała, bo ile można wysłuchiwać skarg, zażaleń i powątpiewań. Ale nie Lidka. Lidka zawsze się wszystkim cieszyła, we wszystkim zawsze znalazła dobre strony i lubiła się śmiać. Lubiła też, gdy śmiali się inni. Nie ustępowała więc i walczyła o radość na twarzy przyjaciółki do końca.

– Chodźmy do mnie. Kaśka już pewnie wróciła ze szkoły. Może coś jeszcze wymyśli – niezmordowana dziewczynka ciągle pracowała nad udanym balem karnawałowym.

Kaśka rzeczywiście była już w domu. Leniwie przeglądała podręcznik do wiedzy o kulturze, wierząc, że w ten sposób przygotuje się do jutrzejszego sprawdzianu i tylko czekała na okazję, by odłożyć to zajęcie na później. Gdy tylko nadarzyła się okazja, w postaci niezbędnej wręcz pomocy w przygotowaniach do balu karnawałowego, natychmiast z niej skorzystała. Tym bardziej, że pozostawało to w wyraźnym związku z tym, czego właśnie próbowała się nauczyć: „Tradycja balów karnawałowych nie jest do końca jasna. Najczęściej jej korzeni historycy kultury doszukują się w starożytności, w obchodach z okazji obniżenia się wód Nilu w starożytnym Egipcie, w kulcie greckiego boga Dionizosa lub rzymskiego Saturna. Inni uważają, że dzisiejsza forma karnawału może wywodzić się ze średniowiecznych tradycji chłopskich, kiedy to skakano i tańczono przy ognisku, a im doskonalsze były te popisy, tym bogatsze miały być najbliższe plony. Pierwsza wzmianka o karnawale pochodzi z roku 1094 i dotyczy karnawału weneckiego. W tamtych czasach karnawałowe szaleństwa miały wielkie znaczenie dla chrześcijan, co wiązało się z „carne vale”, czyli „pożegnaniem mięsa” przed zbliżającym się Wielkim Postem. Do Polski zwyczaj ten przywędrował z Włoch wraz z królową Boną. Z tłumaczenia z włoskiego słowa „carnavale”, czyli rozstania z mięsem, został nazwany mięsopustem. Bardzo szybko przeszczepione na nasz grunt europejskie zabawy karnawałowe nabrały swoistego charakteru, zgodnie z polskimi tradycjami i obyczajami. Zgodnie z tym staropolski karnawał był hałaśliwy, wesoły i gwarny. W miastach odbywały się wystawne karnawałowe uczty, bale i zabawy, które stanowiły też doskonałą okazję dla młodzieży rozpoczynającej dorosłe życie do poszukiwania męża lub żony.” Ale bal karnawałowy jest jednak znacznie bardziej pociągający w praktyce. Kaśka jednak zamiast balu miała jutro klasówkę…

– Dżokejka, mówicie – dziewczyna zaczęła się zastanawiać – Twoje białe rurki rzeczywiście będą idealne – zwróciła się do siostry – Ale przydałaby się marynarka, ciemna najlepiej – Kaśka snuła własną wizję i w poszukiwaniu koncepcji ruszyła w stronę swojego pokoju. W tym czasie Anita wciągała już przyniesione przez Lidkę spodnie. Były trochę za krótkie, ale w długich jeździeckich butach nie będzie tego widać. Po chwili wróciła Kaśka, niosąc granatową marynarkę od swojego szkolnego mundurka.

– Przymierz to – podała ubranie koleżance siostry – jesteś wysoka jak na swój wiek, zupełnie odwrotnie niż ja. Powinna prawie pasować – powiedziała Kaśka i zaczęła podwijać pod spód rękawy. Anita wyglądała naprawdę imponująco. Gdy strój dopełnią buty i toczek, przebranie będzie skomponowane idealnie. Dziewczynka przejrzała się w lustrze i Lidce zdawało się, że przez chwilę widziała błysk w oku przyjaciółki. Czyżby się wreszcie udało?

– No! Całkiem fajnie! Może być… – powiedziała Anita, a to oznaczało, że dziewczynka jest naprawdę wreszcie zadowolona. Swojemu szczęściu można przecież dawać wyraz w różny sposób…

– Całkiem do przyjęcia! – zaczęła ją ze śmiechem przedrzeźniać Lidka i zaraz dodała:

– Dla mnie bomba!