„Lukrecja”, Anne Goscinny

Lulu – cioteczna wnuczka Mikołajka. Tak. Tego Mikołajka. Mikołajka z serii przygód Sempego i Goscinnego. Jest tak, jak jej poprzednik, doskonałym obserwatorem świata i stosunków międzyludzkich. I tak jak on jest szalenie spostrzegawcza i krytyczna, zwłaszcza w stosunku do dorosłych. Dla młodych czytelników to bardzo zabawne, dla ich rodziców to mały prztyczek w nos, który uczy dystansu.

„Lukrecja”, Anne Goscinny; ilustracje: Catel; wydawnictwo: Znak;

Prawdziwe imię Lulu to Lukrecja, ale mama nazywa ją tak tylko wtedy, gdy jest na nią zła. Wcielam się w rolę tej matki i patrzę na samą siebie. Coś mi to przypomina 😉. Mojej córce też.

Lukrecja chodzi do szóstej klasy i otacza się wianuszkiem koleżanek. To tzw. Liny – Paulina, Alina i Karolina. Wśród nich spędza większość swojego wolnego czasu i zyskuje pełną akceptację. Ich przygody nie są tak burzliwe, jak wspomnianego Mikołajka i jego kolegów, ale to były inne czasy. Dzieci miały wtedy zgodę na większą samodzielność. Teraz nieustannie znajdują się pod czujnym okiem opiekunów – jeśli nie rodziców, to babci czy niani. Nie da się wtedy zbyt dużo „nawywijać”. To oczywiście zapewnia im bezpieczeństwo, ale jednocześnie ogranicza niczym nieskrępowany rozwój. Bardzo trudno wyważyć tu odpowiednie proporcje…  

Lukrecja żyje w „patchworkowej” rodzinie. Jej mama rozwiodła się z jej ojcem, kiedy jeszcze była malutka. Potem powtórnie wyszła za mąż i urodziła przyrodniego brata, Wiktora. Jak na „skazanych na rodzeństwo” dogadują się całkiem dobrze. To „pół” pokrewieństwa w niczym im nie przeszkadza. Ojcem Wiktora jest Grzegorz, ojczym Lulu. W kontakcie z nim dziewczynka również nie ma żadnych problemów. Grzegorz jest kontrolerem lotów – pewnie dlatego jest taki dokładny, także w rozwiązywaniu zadań z matematyki Lulu o latającej muszce. Ta historia to jasny dowód na to, że czasami rozwiązania są prostsze niż nam się wydaje, a wszelkie komplikacje to domena nas, dorosłych.

Mama Lulu w przeciwieństwie do mamy Mikołajka jest kobietą pracującą. Jest adwokatem i większość swego czasu – jak twierdzi jej córka – spędza w więzieniu, ale robi wszystko co może, aby wywiązać się ze swoich macierzyńskich obowiązków. Mimo wszystko rodzinna kolacja tak, jak i u poprzednika, jest godnie celebrowana. To ważne, aby rodzina chociaż raz dziennie zasiadała wspólnie przy jednym stole. To czas przeznaczony nie tylko na zabicie głodu, ale na podsumowanie dnia, wymienienie się swoimi poczynaniami i emocjami. Wspólny posiłek zbliża.  Może dlatego często towarzyszy im babcia Lulu – Scarlett. Nie jest to zwykła babcia, ale babcia, która zachowała młodość – i w stylu życia, i mentalnie. Pewnie z tego powodu ma tak doskonały kontakt z wnuczką.

Jest jeszcze ojciec Lulu – artysta malarz, który wiecznie buja w obłokach. Na szczęście jest w nich również miejsce dla córki. Lulu bardzo kocha swojego tatę, chociaż dostrzega brak „ogarnięcia” z jego strony. Kocha go za serce, za uśmiech i za to, że jest z nią, choć nie jest już z jej mamą. Tak właśnie wygląda świat Lukrecji. Trochę inny od Mikołajkowego, ale też „bardzo” taki sam. I nie ma to znaczenia, że dziewczynka jest spokrewniona z dziecięcym bohaterem, którego zna cały świat – tak, jak autorka „Lukrecji” z autorem „Mikołajka”. Każde dziecko jest bowiem inne, ale wszystkie są w pewien sposób takie same. Najbardziej na świecie potrzebują