„Przytulanka”, Małgorzata Połeć-Rozbicka. Opowiadanie dla dzieci

Pani Justyna zdecydowanie nacisnęła klamkę, weszła do pokoju bliźniaków i z wprawą oceniła sytuację. No tak, będą duże kłopoty z domknięciem walizki Martyny, podczas gdy bagaż Mateusza świecił pustką.

– O dobrze, że jesteś mamo – zawołała dziewczynka, gdy tylko dostrzegła mamę. – Walizka już pełna, a ja jeszcze nie spakowałam Artura… – rozżaliła się Martyna.

– No chyba nie weźmiesz na zieloną szkołę Artura! – wykrzyknął Mateusz – Staniesz się pośmiewiskiem całej klasy.

Martynce zaszkliły się oczy i rozżalenie przeistoczyło się w prawdziwy żal.

– A dlaczego nie? – wtrąciła się mama. Wiedziała, jak bardzo Artur był ważny dla córeczki i nie chciała, aby ta uległa bezpodstawnym argumentom brata. Artur był ukochaną przytulanką Martyny, w której dziewczynka zakochała się, gdy miała dziewięć miesięcy. Już wtedy chętnie tarmosiła jego uszy i uwielbiała się do niego przytulać. W ciągu ośmioletniego życia Martynki przez jej ręce przewinęła się niezliczona ilość zabawek – lalek, samochodzików, klocków i innych pluszaków, ale dziewczynka zawsze pozostała wierna swojej przytulance, bez której nie potrafiła usnąć. Pani Justyna nie widziała nic zdrożnego ani wstydliwego w wyjeździe Artura na zieloną szkołę – poza tym tylko, że był on pokaźnych rozmiarów słoniem, a walizka Martyny, jak wiadomo, i tak się już nie domykała.

– Mamo, przecież to obciach! Nie tylko dla niej, ale i dla mnie. Chłopaki żyć mi nie dadzą, jak się dowiedzą, że moja siostra śpi ze słoniem. Zlituj się, nie pozwól jej! – nie dawał za wygraną Mateusz, podczas, gdy sama zainteresowana cichutko siedziała na łóżku, tuląc Artura i zupełnie nie wiedząc, co powinna zrobić.

– Mateuszku, zupełnie nie rozumiem w czym widzisz problem? Ty też się nie rozstajesz ze swoim pasiastym kamieniem – nie poddawała się mama.

– Pasiastym krzemieniem –doprecyzował Mateusz – I to zupełnie co innego. To minerał, a nie jakiś tam pluszak.

– Między twoim minerałem a pluszakiem Martynki nie ma właściwie żadnej różnicy – pani Justyna postanowiła przeanalizować temat w sposób naukowy – Znalazłeś swój kamień, kiedy miałeś trzy lata i całą rodziną pojechaliśmy do Bałtowa, żeby obejrzeć dinozaury. Pamiętasz? – mama rozpoczęła swój wywód. – Od razu uznałeś, że jest szczególny, schowałeś go do kieszeni i nie pozwoliłeś go nikomu dotykać. Stał się dla ciebie wartościowy. Jak myślisz dlaczego? – mama próbowała wciągnąć syna w dyskusję.

– Sam go znalazłem. Nigdy wcześniej takiego nie widziałem. A poza tym, przynosi mi szczęście – zaczął wyliczać Mateusz.

– No właśnie, dzięki temu, że go masz, czujesz się bezpieczny. On ci dodaje odwagi i wiary w siebie. Jest swego rodzaju amuletem. Przytulanka też w pewnym sensie nim jest. Tobie poczucia wartości dodaje kamień, a Martynce słoń Artur. I ty, i ona czujecie się ze swoimi amuletami silniejsi. Jeśli nadal uważasz, że Martyna powinna jechać bez Artura, ty też zostaw swój krzemień. Chętnie go przechowam – zaofiarowała się pani Justyna – Będę potrzebowała dużo szczęścia w tym tygodniu w pracy. Przyda mi się – kwaśno uśmiechnęła się mama, na myśl o tych „wszystkich wyzwaniach, którym chętnie stawi czoła”.

– Bez krzemienia nie jadę – Mateusz postawił sprawę twardo. – Nie jestem taki głupi. Ty dostaniesz awans, a mnie się wycieczka nie uda… A Martyna nie może sobie wziąć jakiejś bransoletki, albo naszyjnika? – nie rezygnował chłopiec – A nie tego puchatego wielkoluda? Że też mniejszej przytulanki nie mogła sobie wynaleźć. Taki wstyd! Przytulanki są dla maluchów! – utyskiwał nadal Mateusz.

– A wcale nieprawda! – sprzeciwiła się mama – Pierwsze przytulanki były właśnie przeznaczone dla dorosłych, chociaż nie do końca były przytulankami. Były poduszeczkami na igły do szycia w kształcie słonia. Wymyśliła je 150 lat temu Margarete Steiff. Była sparażliżowana wskutek choroby Heinego-Medina. Traktowała to jako swoje hobby, a to, co zrobiła sprzedawała swoim przyjaciołom. Dopiero, gdy ich dzieci zaczęły wykorzystywać je do zabawy,  Margarete zaczęła je szyć w kształcie różnych zwierząt – psów, kotów i świnek.

– I misiów –dodała już nieco bardziej ożywiona Martynka, mając na względzie ulubionego pluszaka swojej przyjaciółki – Ale Artur jest jednak bardziej prawdziwą przytulanką, niż wszystkie inne, bo jest słoniem! – dziewczynka, ośmielona opowieścią mamy, zaczęła walczyć o swoje.

– No, w pewnym sensie tak, ale o tym, czy jakiś pluszak jest przytulanką, czy nie, decyduje to jaką ma dla nas wartość emocjonalną, a nie jego kształt. Prawdziwa przytulanka jest jednocześnie przyjacielem, pocieszycielem i powiernikiem. Jest ważna – tak, jak Artur dla ciebie. Nie musisz go Martynko zostawiać, jeśli nie chcesz… – pani Justyna dodała córce odwagi, z troską jednak pomyślała o miejscu dla Artura w walizce, a raczej o jego braku. Jej spojrzenie wychwycił Mateusz, szybko obliczył zyski i straty, i chociaż rachunek nie wypadał dla Artura na korzyść, to jednak wciąż zasnute łzami oczy Martyny przeważyły:

– Daj go. Spakuję go do swojej walizki. Ja mam dużo miejsca – powiedział do siostry.

– Naprawdę weźmiesz go dla mnie? – z niedowierzaniem upewniała się Martynka.

– Tylko mu jakąś obrożę załóż z napisem „Pluszak Martyny”, albo coś, żeby nie było, że to mój. – Mateusz bronił swojego męskiego wizerunku.

– Pójdę po wstążeczkę – zaofiarowała się mama wzruszona zachowaniem syna i wciąż nie wierząc w to, jak wspaniałe ma dzieci poszła przejrzeć szafę w poszukiwaniu kolorowej tasiemki. A tam, na najwyższej półce siedział z przetartym pyszczkiem, oklapniętym uszkiem i pękniętym szklanym oczkiem miś Barnaba. Pani Justyna pogłaskała go czule…

„Pax”, Sara Pennypacker

Jest to wzruszająca opowieść o przyjaźni chłopca i lisa – Petera i Paxa, ale także, a może przede wszystkim, o okropnościach wojny, o walce do końca, o odradzaniu się i wzmacnianiu poprzez trudne doświadczenia.

„Pax”, Sara Pennypacker: ilustracje: Jon Klassen; wydawnictwo: IUVI;

Bohaterem historii jest Peter – chłopiec doświadczony przez życie. Kiedy miał 7 lat jego matka zginęła w wypadku samochodowym. Po jej śmierci zdruzgotany chłopiec rozpoczął psychoterapię, która miała mu pomóc uporać się z jej stratą. Jednak dużo lepszy efekt przyniosła świeżo nawiązana przyjaźń: Peter spotkał Paxa – osieroconego liska, któremu uratował życie. Przygarnął go w szesnastej dobie życia. Obaj byli sobie nawzajem potrzebni. Przebrnęli przez trudne okresy w życiu dzięki wzajemnemu wsparciu. Między nimi zawiązała się szczególna więź. Niestety na skutek brutalnych okoliczności musiała zostać zerwana. Wybuchła wojna. Ojciec chłopca zaciągnął się do wojska, a syna odesłał do dziadka. Ale najpierw wymusił na nim, aby zostawił Paxa tam, gdzie go znalazł…

Peter postawiony w sytuacji bez wyjścia poddaje się woli ojca. Na krótko. Jeszcze pierwszej nocy ucieka z domu dziadka i wyrusza w drogę powrotną, aby odnaleźć przyjaciela. Od tej chwili opowieść toczy się dwutorowo – ze strony Petera i ze strony Paxa. Obaj tęsknią do siebie i walczą o przetrwanie – ale nie tylko o własną egzystencję, walczą o siebie nawzajem. I najważniejsze, że udaje im się siebie odzyskać.

W ten oto sposób zdradziłam już happy end, ale nie o niego tu chodzi. Sens tej historii sprowadza się bowiem do siły i determinacji, do przekazu: walcz do końca o tych, których kochasz; walcz o prawo bycia z nimi.

Według mojej oceny jest to książka dla dzieci około dwunastoletnich – ze względu na dramatyzm wydarzeń, trudne życiowe doświadczenia bohaterów, nieustannie powracający temat śmierci i konieczność radzenia sobie z odejściem najbliższych. Jest tak również dlatego, że powieść skłania do przemyśleń na temat własnego stosunku do wartości życia, lojalności i odpowiedzialności za swoje czyny i za innych. I do świadomego konstruowania swojego „ja”, nawet w opozycji do tych, którzy powinni dawać przykład.

„O króliku, który chce zasnąć”, Carl-Johan Forssen Ehrlin

Bohaterem opowiastki jest Roger Królik, który ma problemy z zasypianiem. Całe rodzeństwo Rogera już słodko śpi, a on, chociaż zmęczony, nie może ułożyć się do snu. Z pomocą przychodzi mama, która zabiera go w podróż do wujka Ziewaka, a ten obsypuje Rogera czarodziejskim proszkiem. Pod jego wpływem Roger słodko usypia.

„O króliku, który chce zasnąć”, Carl-Johan Forssen Ehrlin; wydawnictwo: Sonia Draga;

Jest to opowieść oparta na technikach psychologicznych, które mają pomóc dziecku w zasypianiu. Jest napisana w ten sposób, aby zasypianie każdego wieczoru stawało się łatwiejsze. Uczy dziecko technik relaksacyjnych i radzenia sobie z rozproszonymi myślami, które utrudniają mu zasypianie. Bajka z założenia oddziałuje na podświadomość dziecka, wzbudzając w nim senność i wzmagając potrzebę snu. Z tego powodu doskonale sprawdzi się podczas wieczornego usypiania, jak i podczas drzemki w ciągu dnia.

Opowieść poprzedzona jest instrukcją dla czytającego, z której dowiadujemy się w jaki sposób powinien czytać i intonować kwestie napisane pogrubioną i pochyłą czcionką. Dowiaduje się kiedy ziewnąć, a kiedy wstawić imię dziecka. Przy zachowaniu powyższych wskazówek autor gwarantuje, że dziecko uśnie podczas czytanej historii – jeśli nie za pierwszym razem, to na pewno po kilku kolejnych. Instrukcja dla czytających opatrzona jest uwagą: Nigdy nie czytaj tej książki na głos w obecności osoby prowadzącej jakikolwiek typ pojazdu! 😉

Bez względu na to, czy historia o króliku, który ma problemy z zasypianiem jest psychologiczną czy marketingową sztuczką w opinii rodziców, znękanych codziennym układaniem dziecka do snu, jest skuteczna. Pewnie wynika to z samego faktu, że ich obecność przy łóżeczku malca, ciepły, spokojny głos, snujący opowieść o stonowanej i niezbyt wartkiej fabule działa kojąco na rozbiegane i żądne wrażeń dziecięce umysły. Na pewno jest to dobry pomysł, aby dziecko nauczyło się spotykać z książką przed snem. W przyszłości repertuar będzie z pewnością bogatszy, ale sam nawyk poszukiwania wyciszenia w literaturze pozostanie – być może na całe życie.

„Minecraft. Wyspa”, Max Brooks

Świat z sześcianów, pełen własnych reguł i samouzdrowienia to miejsce akcji dobrze znane naszym dzieciom z ekranu komputera lub telewizora. Powieść jest bowiem osadzona w wirtualnym świecie jednej z gier dla dzieci i młodszej młodzieży – chyba najbardziej popularnej na przestrzeni ostatnich kilku lat – w świecie Minecraft. Stanowi to z pewnością dla młodych miłośników tej gry rekomendację do sięgnięcia po tę pozycję i przeżycia przygód wirtualno-książkowego bohatera.

„Minecraft. Wyspa”, Max Brooks; ilustracje: Ian Wilding; wydawnictwo: Warszawskie Wydawnictwo Literackie;

Bo bohater tak naprawdę jest jeden. Trafił do tego świata nie wiadomo dlaczego i nie wiadomo jak. On sam tego nie wie…, ale żeby w nim przeżyć musi rozwikłać zasady, jakie w nim panują. Musi je odkryć i dostosować się do nich, a nie zawsze pokrywają się one z istotą funkcjonowania w naszym świecie i to także w zakresie praw fizyki. Świat jest groźny i tajemniczy. W nocy, tak jak w grze ożywają potwory i zombie. Czyhają na jego życie. W dzień musi zadbać o przetrwanie – zbudować schronienie, które zapewni mu bezpieczeństwo po zmroku i zebrać pożywienie, a nawet je wyhodować, aby zaspokoić głów. To trudne zadanie – jeśli w rzeczywistym świecie nie poszukiwało się odpowiedzi na pytanie, skąd na przykład biorą się jajka. Trudne tym bardziej, że musi mu sprostać w pojedynkę, mając za towarzystwo jedynie krowę i owcę. Trudne również dlatego, że musi poradzić sobie także z samym sobą, ze swoim strachem i lekkomyślnością; że musi się nauczyć przewidywania, planowania i wyciąganie wniosków z własnych błędów. Każdy rozdział to okazja do nabycia nowej umiejętności, a jego tytuł stanowi zarazem sformułowaną zasadę, z którą autor zapoznaje młodego czytelnika, dając mu tym samy uniwersalne rady, które sprawdzą się nie tylko w świecie Minecraftu, ale również w tym prawdziwym. Może w takiej formie będą łatwiej strawne dla naszych dzieci…

Oto one:

  • Idź naprzód, nigdy się nie poddawaj.
  • Panika zagłusza rozsądek.
  • Niczego nie zakładaj z góry.
  • Pomyśl, zanim zrobisz.
  • Szczegóły mają znaczenie.
  • Nawet jeśli zasady nie mają sensu według mnie, to wcale nie oznacza, że nie mają sensu.
  • Zrozumienie zasad zmienia je z wrogów w przyjaciół.
  • Bądź wdzięczny za to , co masz.
  • Nie sama mądrość się liczy, tylko mądrość pod presją.
  • Nadmiar pewności siebie jest tak samo niebezpieczny, jak jej brak.
  • Radź sobie z życiem stopniowo, krok po kroku.
  • Przyjaciele trzymają cię przy zdrowych zmysłach.
  • Oszczędzaj zasoby.
  • Napady szału nigdy nie pomagają.
  • Nic tak nie rozjaśnia w głowie, jak sen.
  • Kiedy szukasz rozwiązań, obwinianie siebie do nich nie należy.
  • Nie rozpamiętuj błędów, ucz się na nich.
  • Wielkie ryzyko przynosi wielkie nagrody.
  • Strach można pokonać. Niepokój trzeba znieść.
  • Odwaga to zajęcie na pełny etat.
  • Kiedy świat się zmienia, musisz zmieniać się wraz z nim.
  • Zawsze zwracaj uwagę na otoczenie.
  • Nie ma nic złego w ostrożnej ciekawości.
  • Troszcz się o środowisku, żeby ono mogło zatroszczyć się o ciebie.
  • To, że ktoś jest podobny do ciebie, nie oznacza, że automatycznie staje się twoim przyjacielem.
  • To, że ktoś nie jest podobny do ciebie, nie oznacza, że automatycznie staje się twoim wrogiem.
  • Wszystko ma swoją cenę. Szczególnie jeśli tą ceną jest czyste sumienie.
  • Nie liczy się porażka, tylko to, jak się pozbierasz.
  • Kiedy próbujesz coś sobie powiedzieć, słuchaj.
  • Pytania nie tkwią w miejscu: nie można od nich uciec.
  • Nigdy nie odkładaj na później nudnych, lecz ważnych zadań.
  • Czasem trzeba porzucić ideały, żeby je ocalić.
  • Dzięki książkom świat staje się większy.
  • Zemsta rani tylko ciebie.
  • Wiedza jest jak nasiona: rozkwita we właściwym czasie.
  • Nie rozwijamy się w strefie komfortu, lecz poza nią.

Max Brooks: „Minecraft. Wyspa”

„Podróż na koniec świata”, Nicholas Gannon

„Podróż na koniec świata” to podróż w świat wyobraźni tak daleka, że aż dociera do granic surrealizmu. Tym samym nie jest to książka dla wszystkich dzieci. Te, które potraktują ją zbyt dosłownie zagubią się po drodze w zakątkach nieskrępowanej kreacji autora. Te, które w ten świat wnikną, znajdą w nim żądzę przygód, prawdziwą przyjaźń i lojalność oraz przekonanie, że warto walczyć o prawo do bycia sobą.

„Podróż na koniec świata”, Nicholas Gannon,; ilustracje: Nicholas Gannon; wydawnictwo: Debit;

Bohaterem książki jest jedenastoletni Archer B. Helmsley, z tych Helmsleyów, wnuk Ralfa i Rachel Helmsley – znanym wszem i wobec podróżników. Chłopiec odziedziczył po nich ciekawość świata i pragnienie jego odkrywania, ale te „awanturnicze” skłonności nie podobały się jego rodzicom. Zapobiegali więc im, jak mogli, a Archer robił wszystko, by odzyskać wolność.

Chłopiec całe dnie, z wyjątkiem wizyty w szkole, spędzał w domu. Ale też był to dom niezwykły – pełen trofeów przywiezionych przez Dziadków z różnych regionów świata. W większości były to wypchane zwierzęta, a wśród nich niedźwiedź polarny, żyrafa, antylopa czy borsuk. Wszystkie były niemymi świadkami nudnego życia Archera, chociaż chłopiec, któremu doskwierała samotność nadawał im głos. Nasz mały bohater nie miał bowiem przyjaciół, a Dziadkowie, do których tęsknił, obrośli legendą ale całkowicie mu nieznani, zaginęli na górze lodowej, dryfującej po Oceanie Południowym. Sytuacja zmieniła się, kiedy powziął postanowienie wyruszenia na ich poszukiwania. Zaprzyjaźnił się wtedy z chłopcem z sąsiedztwa – Olivierem Glubem, a wkrótce dołączyła do nich również dziewczynka Adelajda – emigrantka z Francji, która w wypadku z furgonetką albo krokodylem straciła nogę. We trójkę przygotowują ekspedycję ratunkową, a podczas tych przygotowań zawiązuje się między nimi prawdziwa przyjaźń. I według mnie, to jest właśnie ta tytułowa podróż na koniec świata. No, i może jeszcze ta wytrwała walka Archera o swoje marzenia, za każdą cenę – nawet odesłania do szkoły z internatem. Bo przecież każdy powinien mieć możliwość podążania swoją drogą i nawet jeśli jest synem żądnych przygód podróżników, może zostać prawnikiem – tak, jak było to w przypadku ojca Archera, który jako jedyny syn w historii świata rozczarował swoich rodziców wybierając studia prawnicze.

            „Podróż na koniec świata” to historia z jednej strony ciepła, z drugiej surrealistycznie przerażająca – wspomniane stado wypchanych zwierząt; kot, który zacementował się żywcem; demoniczna i okrutna nauczycielka – pani Murkley; makabryczny wypadek Adelajdy i jej patologicznie oschła matka… Wszystko to sprawia, że nie polecałabym książki bardziej wrażliwym dzieciom – wymaga dużego dystansu i odporności na snucie ponurych wizji. Nie wszystkie dzieci są w stanie sobie z tym zadaniem poradzić.