„Pamiętnik jedynaczki”, Hanna Kowalska-Pamięta

Czy bycie jedynaczką lub jedynakiem to piętno, pech, nieszczęście? Czy ma same wady? A może zalety? Dzisiejsza lektura nie odpowie na te pytania, bo nie da się na nie odpowiedzieć. Bycie jedynakiem trzeba po prostu zaakceptować. Kiedy rodzi się rodzeństwo jedynak coś oddaje i coś dostaje. A kiedy się nie rodzi, no cóż, nie oddaje i nie dostaje nic, czyli rachunek wychodzi z grubsza ten sam.

„Pamiętnik jedynaczki”, Hanna Kowalska-Pamięta; ilustracje: Suren Vandarian; wydawnictwo: Skrzat;

Główną bohaterką powieści jest trzynastoletnia Paula Kozińska, jedynaczka. I wcale nie… nie urodzi się jej rodzeństwo. Nie będzie radości, nie będzie zazdrości. Będzie zwyczajne życie, codzienna egzystencja nastolatki – jej problemy, troski, kompleksy, przyjaźnie, pierwsze miłości i potrzeba akceptacji w grupie. Będą rodzice i ich dorosłe problemy; pies, którego nie można przyprowadzić do domu i codzienna walka w szkole – o oceny i byt wśród nie zawsze przyjaznych kolegów i koleżanek. Nic takiego. Życie. Opowieść pokazuje jednak młodym czytelnikom, że to wszystko jest normalne, zwykłe; że nic nie odbiega od normy, a życie nastolatki z rodzeństwem czy bez tak naprawdę jest takie samo. No może z wyjątkiem tej szczególnej więzi między siostrami czy braćmi, której ja – jak mawiają moje córki – nigdy nie zrozumiem. Bo ja jestem właśnie jedynaczką…

Wracając do książki. To lekka i przyjemna lektura. Język prosty i codzienny – taki, jakim zwykli porozumiewać się kulturalni młodzi ludzie; realia nieco wczorajsze, ale niebyt odległe, zrozumiałe dla współczesnej młodzieży – rzecz dzieje się na przełomie tysiącleci (jak to brzmi?!); fabuła nieskomplikowana.  Trochę się jednak dzieje – niby nic, a jednak kilka zaskakujących zwrotów akcji. Najciekawsze jednak, że choć przynoszą one chwilowe zawirowania i problemy, w dłuższej perspektywie tak naprawdę nie mają wpływu na życie głównej bohaterki. Uczy to dystansu do tego, co dzieje się wokół i buduje przekonanie, aby nie wyciągać zbyt pochopnie wniosków i nie uginać się pod ciężarem niemiłych doświadczeń. Wystarczy przeżyć kolejny dzień, aby część problemów rozwiązała się sama lub rozpłynęła w zapomnieniu. Czasami wystarczy być, nie trzeba za wszelką cenę wszystkiego kontrolować. Życie rozplątuje się czasami samo a czasami przy pomocy przyjaciół lub rodziców, a nawet znienawidzonej nauczycielki. Nigdy nie wiadomo, co przyniesie nowy dzień, co skomplikuje i co rozprostuje. I pod tym względem życie jedynaczki nie jest w ogóle inne, nie gorsze, nie lepsze. Życie jak życie – raz na wozie, raz pod wozem…

„Minerva Clark na tropie”, Karen Karbo

Dziś prawdziwy kryminał. Jest morderca – nieletni, motyw – pokrętne interesy uczniów szkoły średniej i narzędzie zbrodni – but na wysokim koturnie. Nie dla czytelników o „słabych nerwach”. Ale za to dla czytelników, którzy wszedłszy w wiek dojrzewania stracili pewność siebie i nabawili się kompleksów, głównie związanych ze swoim wyglądem.

„Minerva Clark na tropie”, Karen Karbo; wydawnictwo: W.A.B.; ilustracje: Olga Reszelska;

Akcja powieści rozgrywa się w Portland. Główną bohaterką, jak sam tytuł sugeruje, jest Minerva Clark – uczennica siódmej klasy szkoły podstawowej. Zostawiona sama sobie – i przez matkę, i przez ojca – i wychowywana przez trzech starszych braci (niewiele starszych zresztą) zmaga się ze swoimi „dziewczyńskimi” problemami zagubionej nastolatki. Wszystko odmienia się, kiedy na skutek eksperymentów zostaje nieznacznie porażona prądem. Z niewyjaśnionych przyczyn staje się pewną siebie, pozbawioną wewnętrznych ograniczeń nastoletnią dziewczyną, która nie przejmuje się byle czym, jest asertywna i potrafi dążyć do celu – własnego tym razem. Wespół ze swoim ulubieńcem – fretką Jupiterem i przy nieznacznej pomocy przyjaciela wikła się w detektywistyczną zagadkę i próbuje odkryć co łączy morderstwo młodego sprzedawcy z księgarni z  jej ulubioną kuzynką, która z nieznanych powodów nagle zaczyna „być przy kasie”. Smaczku dodaje fakt, że kuzynka owa uważana jest przez Minervę za niedościgłą doskonałość, ale z biegiem wypadków wcielająca się w rolę detektywa dziewczynka dostrzega, że ta posągowa postać na własne życzenia pokryła się rysami. Zakończenie nie jest jednak tak oczywiste, jak moglibyśmy przypuszczać, co sprawia, że książkę tę naprawdę można zaliczyć do dobrej z gatunku powieści kryminalnej dla młodszej młodzieży. Jej prawdziwa wartość nie leży jednak w wartkiej i ciekawej fabule, ale w psychologicznym przesłaniu dla borykających się ze swoimi lękami i wycofaniem zahukanych przez rówieśników nastolatków. Dziwne i nietypowe zachowanie Minervy, która dzięki swojej wewnętrznej sile wyzwala się spod dominacji napastliwych koleżanek prowokuje do przemyśleń nad swoim „byciem w grupie” na krok przed dorosłością i odnalezienia w niej swojego miejsca. I to miejsca, w którym wreszcie każdy poczuje się  dobrze i którego granice wyznacza pewność siebie. Ta sama, która – jak wiemy – w jakiś niewytłumaczalny sposób znika na pewien czas, gdy przechodzimy ze świata dzieci do świata ludzi dojrzałych. Dobrze, gdy potem wraca…

„Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi”, Rafał Kosik

Bohaterami opowieści jest trójka tytułowych gimnazjalistów. Gimnazjum już nie ma. Ostatni rocznik zakończył edukację na tym etapie kształcenia w tym roku, ale życie nastolatków w wieku 13-15 lat tak naprawdę nic się nie zmieniło. Teraz są w 7 i 8 klasie szkoły podstawowej i 1 szkoły średniej, ale nadal czują się niezrozumiani, dalej odczuwają dylematy i problemy, które niesie ze sobą potrzeba zaistnienia w grupie rówieśniczej, ciągle złoszczą się na skostniałą podstawę programową i realizują swoje marzenia gdzie indziej – nie w szkole. A przecież są ciekawi świata, żądni przygód, otwarci na wyzwania. Szkoda, że to taki niezagospodarowany teren…

„Felix, Net i Nika” oraz Gang Niewidzialnych Ludzi”, Rafał Kosik; ilustracje autora; wydawnictwo: Powergrafph;

Książka Rafała Kosika „Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi” to już właściwie klasyka współczesnej powieści młodzieżowej. To, że znalazła się w kanonie lektur, w mocno podstarzałym towarzystwie, to dla mnie prawie cud. Współczesny świat przedstawiony, choć jednak science fiction; współcześni bohaterowie, choć nie do końca zwyczajni; współczesna szkoła, choć trochę „odjechana” i współczesne pytania… prawdziwe. Jasna i zrozumiała. Czytelnicy łatwiej odnajdują się w tym świecie z pogranicza ich codzienności i fantastyki naukowej, niż w realiach „W pustyni i w puszczy” czy „W 80 dni dokoła świata”. Notabene od Vernego do Kosika jest całkiem blisko. Zaryzykowałabym nawet twierdzenie, że Kosik to współczesny polski Verne – naukowy wizjoner i fantasta, sprawny powieściopisarz i mistrz snucia fabuły. Nic dziwnego, że „Felixa, Neta i Nikę” czyta się szybko i jednym tchem. Tak, jak w młodości pochłonęłam wszystko, co napisał Verne, tak teraz – już jako osoba dorosła – z równą przyjemnością przeczytałam całą serię pod wspomnianym tytułem. A jest co czytać, bo pozycji jest 16. I już czekam na następną, bo to gwarantowana forma dobrej rozrywki. Tyle o mnie.

Dla młodych czytelników to również okazja do poznania bez nachalnego dydaktyzmu elementów historii Polski, podstaw fizyki i geografii, a nawet językoznawstwa. Nie do przecenienia jest również promocja uniwersalnych wartości moralnych – uczciwości, szlachetności, odpowiedzialności i oczywiście przyjaźni i lojalności. A wszystko w sposób naturalny, bez wykrzykników i wielkich liter. Co ważne umiejętności, zarówno te merytoryczne, jak i społeczne i emocjonalne bohaterowie nabywają stopniowo, niejako dorośleją na naszych oczach. Na kolejnych stronach książek z początkujących gimnazjalistów przeobrażają się w dojrzałych licealistów. Nie tracą jednak swojej ciekawości świata i młodzieńczego zapału, wciąż otwierają się na wiedzę i na innych. Zachłannie chłoną świat. I tej zachłanności chwilami im zazdroszczę…

„Nela i kierunek Antarktyda”

„Nela i kierunek Antarktyda”, czyli wszystko o pingwinach – polecam szczególnie miłośnikom tych zwierząt. Znajdą tu mini przewodnik po wszystkich gatunkach pingwinów żyjących w całej Antarktyce i okolicach, wzbogacany mapami, grafikami, zdjęciami…

„Nela i kierunek Antarktyda”

Nela, jako uważna podróżniczka i obserwatorka przyrody temat opracowała naprawdę porządnie. Wyłuskała wszystkie cechy charakterystyczne, zdobyła informacje o ich „stylu” życia, pożywieniu, rozmnażaniu, zwyczajach. Narysowała, nagrała filmiki, omówiła polujące na nie drapieżniki i określiła zagrożenia. I jeszcze z nimi pływała… niemal ramię w ramię, a raczej „w skrzydło”. Wszystko po to, aby nikt już nie miał wątpliwości, który z nich to pingwin białooki, złotoczuby, maskowy, białobrewy, cesarski, królewski i skalny.

Chociaż jest im poświęcony główny środkowy rozdział, to jednak znana nam już autorka nie ogranicza się tylko do nich. Opowiada o podróży lodołamaczem przez Cieśninę Drake’a, o nim samym, o noclegu w samodzielnie zbudowanym igloo pod gwiazdami, o nurkowaniu w suchym skafandrze i o spotkaniu z najgroźniejszym drapieżnikiem tych rejonów świata – z lampartem morskim. Z książki młodzi czytelnicy dowiedzą się również dużo o samej Antarktydzie i całej Antarktyce (ląd + okoliczne morza), którą oddziela od oceanów granica konwergencji antarktycznej, czyli miejsce styku wód zimnych i cieplejszych. Warto zapamiętać tę nazwę, bo dzieci, które przeczytają tę pozycję na pewno zapytają was o to. Zawsze to miło złapać dorosłych na niewiedzy 😉 Tym, którym nie chce się szukać wyjaśnienia w Wikipedii dodam, że nie jest ona stała. Wszystko zależy od prądów i pory roku, bo wyznacza ją pas wód powierzchniowych, który tworzy się, gdy zimna woda zetknie się ze znacznie cieplejszą. Ja też się tego dowiedziałam – po raz pierwszy, a może drugi lub trzeci… Ważne, że tym razem zapamiętałam. Bo taka właśnie jest „Nela”. Wiedzę podaje w takiej formie, że sama wchodzi do głowy. Ciekawie, z relacjami o przygodach, wyzwaniach, emocjach; pięknie i kolorowo; z dużą ilością zdjęć i grafiki. To trafia do współczesnych dzieci. Lektura, przyjemność i zabawa w postaci tropienia kodów QR do dodatków multimedialnych zachęca do poznania odległych zakątków kuli ziemskiej; do poznania ich fauny, flory, historii, geologii, geografii a nawet legend i opowieści z nimi związanych. Tym razem to Antarktyda. Chyba jedyny kontynent, na którym jeszcze ta ceniona już podróżniczka nie była. Gdzie wybierze się następnym razem? I gdzie będzie nocować? Niestety musimy uzbroić się w cierpliwość. Nela nie zdradza swoich planów…

„Małgosia contra Małgosia”, Ewa Nowacka

Małgosia tak naprawdę wcale nie jest „contra” druga Małgosia. Jedna do drugiej nic nie ma. To ich światy stoją w kontrze, a to dlatego, że życie w Polsce z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku znacznie różni się od życia w tej siedemnastowiecznej. Właściwie nic wspólnego między nimi nie ma. Wszystko jest inne, poza tym co naprawdę typowo ludzkie – poza miłością, radością, smutkiem i szczęściem.

„Małgosia contra Małgosia”, Ewa Nowacka; wydawnictwo: Nasza Księgarnia;

Natura ludzka jest niezmienna. Człowiek zawsze dąży do szczęścia, chce kochać i być kochanym, bez względu na realia historyczne czy polityczne, a nawet obyczajowe. I choć w dużej mierze rzeczywistość tę kształtują właśnie ludzie, to dostosowanie się do nich nieraz bywa trudne.

Istota fabuły opiera się na przeniesieniu w czasie. Małgosia – nastolatka ze schyłku XX wieku z Warszawy na skutek skomplikowanych procedur tak zwanego „dydka” zmienia czas, miejsce zamieszkania i ciało na rzecz nastolatki z upadającego dworu szlacheckiego gdzieś pod Piotrkowem Trybunalskim za panowania króla Jana III Sobieskiego. Nowa rzeczywistość przytłacza ją. Dziewczyna jest w niej zagubiona i początkowo nie potrafi się w niej odnaleźć. Z czasem jednak uczy się jej poznając zasady ludzkiej egzystencji trzysta lat wcześniej przed jej narodzinami. Okazuje się, że świat, w którym się znalazła jest kompletnie inny. Rozległy dwór szlachecki w porównaniu do kawalerki w warszawskim bloku imponuje swoją wielkością, straszy jednak surowymi warunkami życia i jeszcze surowszymi normami obyczajowymi. Nowy stary świat nęci Małgosię swoją innością, ale także męczy – ograniczeniem wolności, brakiem poszanowania dla nietykalności – cielesnej i duchowej, zależnością kobiet od mężczyzn i aranżowanymi małżeństwami, które mają zapewnić korzystne towarzysko i majątkowo koligacje. Dziewczyna nie może zrozumieć tych zawiłości, nie potrafi się dostosować. Jej bunt i upór w dążeniu do celu paradoksalnie sprawiają, że skomplikowany los jej rówieśniczki „waćpanny Małgosi” prostuje się i zmienia na lepsze. Wtedy dopiero główna bohaterka odkrywa, że została do tego świata wysłana z misją ratunkową, którą udało jej się sprawnie przeprowadzić.

W tym czasie Małgoś z XVII wieku doskonale sprawuje się w dwudziestowiecznej Warszawie. Jest jej znacznie prościej. Chociaż rozwój technologiczny zaskakuje ją i przeraża, to jednak miejsce kobiety we współczesności znacznie bardziej jej odpowiada. Cieszy się wolnością i niezależnością. Docenia wolność osobistą i brak ograniczeń w wyborach życiowych. Chętnie jednak obie wracają do swoich światów, bogatsze o niestandardowe dla siebie doświadczenia.

Poza atrakcyjną i wartką fabułą książka imponuje nieprawdopodobną wręcz wiedzą historyczną – nie tą suchą z podręcznika, ale tą codzienną. Znajomość obyczajów i tradycji, kultury i języka z XVII wieku naprawdę wzbudza podziw. Czytelnik wsiąka w realia Polski szlacheckiej myślą i słowem, tak jak wsiąka w nie stopniowo główna bohaterka. Ma okazję rozsmakować się w portrecie siedemnastowiecznej szlachty malowanym życiem jejmościanki Małgorzaty, która tak, jak i on odkrywa rzeczywistość sprzed kilkuset lat.